Wybiórcza (nie mogła być inna przy tak skromnym formacie), ale satysfakcjonująca. Francuski scenarzysta Laurent Queyss i rysownik Mauro Marchesi przebiegli po życiu geniusza literatury sci-fi (piszę tak, bo uwielbiam jego dorobek), zatrzymując się przy kluczowych momentach.
Philip K. Dick zmarł 2 marca 1982 roku, cztery miesiące przed premierą Łowcy androidów. Komiks rozpoczyna się w momencie, gdy pisarz jest po pierwszym zamkniętym pokazie. Seans odbywa się w towarzystwie Ridleya Scotta, a autor Ubika jest z pokazu bardzo zadowolony. Nie było innej opcji. Niedługo po tym Philip K. Dick trafił do szpitala, a my, czytelnicy, prześledzimy jego życie dryfując razem z nim, bohaterem komiksu, po wspomnieniach. Podłączony do respiratora doznaje niejako wybiórczych projekcji z tych etapów swojego istnienia, które w jakiś sposób okazały się dla niego ważne, a dla autorów komiksu, subiektywnie istotne dla przekazania obrazu pisarza paranoika, który przez długi okres życia był niedoceniony.
Biografia pisarza, który był niedoceniony.
Nigdy nie miałem kontaktu z żadną inną biografią Dicka, fakty z jego życia znałem pobieżnie. Wydaje się jednak, po lekturze, że życie pisarza nie obfitowało w spektakularne wydarzenia. Tworzył fantastyczne światy, doprowadzał intensywność swojego pisarstwa wielokrotnie do przeciążenia (kilka książek rocznie to norma), ale generalnie nie wyróżniał się niczym szczególnym. To już wiedziałem, a cały aspekt związany z uzależnienia od narkotyków wygląda tak samo jak zawsze, jak u każdego innego człowieka. Tylko, że z tej paranoi, stanów lękowych, co najbardziej intrygujące, wyszedł cały warsztat Dicka, wylewa się cała jego pisarska esencja.
Przystaniemy więc przy narodzinach Philipa K. Dicka, tym dramatycznym momencie, w którym zmarła jego siostra. Będziemy mieli wgląd w jego perturbacje z kobietami (młode brunetki, czyli kolejne żony), w kontakty z innymi pisarzami. Będziemy towarzyszyć mu najczęściej, gdy przesiaduje godzinami przed maszyną do pisania. W tle zawsze będą środki wspomagające, najczęściej przepisana na receptę amfetamina. Długo zmagał się pisarz z rynkiem wydawniczym. Od pierwszych opowiadań w czasopismach, po powieści, jakoś to poszło, ale wciąż narzekał na brak środków.
Uzależniony od pisania.
Punktem centralnym na każdej stronie jest Philip K. Dick, a rysownik Mauro Marchesi z rozdziału na rozdział dokonuje zmian w rysach twarzy. Bohater się starzeje, to normalne, a później pojawia się motyw z włamaniem do domu pisarza. Ta historia będzie powracała kilkukrotnie. Do tego dochodzą rewelacje dotyczące jego kontaktów ze służbami wywiadowczymi, a on sam chętnie będzie wykładać swoje teorie na zorganizowanych spotkaniach czy też opowiadać niestworzone czasem rzeczy osobom postronnym.
Graficznie to bardzo smutna rzecz. Plansze są przemyślane, kolory spokojne, jedyne szaleństwo wykuwa się w motywach surrealistycznych, w których pisarz lewituje po obrzeżach świata realnego, styka się z absolutem i podbiera co lepsze pomysły przenosząc je na papier.
Dla fana Philipa K. Dicka jest to pozycja obowiązkowa, nawet jeżeli nie dowie się niczego nowego. Jednak takie obrazki, jak ten gdy pisarz trzyma w rękach powieść, która nie istnieje, czyli Utyje szarańcza, wynoszą całość ponad przeciętną.
Scenariusz: Laurent Queyssi
Rysunki: Mauro Marchesi
Ilość stron: 140
Tłumacz: Małgorzata Fangrat-Jastrzębska
Wydawnictwo: Scream Comics
Format: 195 x 260 mm