Jak traktować czwarty sezon Detektywa? Czy wypada o Detektywie rozmawiać lub pisać w kontekście franczyzy? Jeżeli tak, to coś powinno łączyć poszczególne sezony. Obecnie zakończył się sezon czwarty i twórcy rzeczywiście postanowili poupychać w najnowszej odsłonie kilka tropów, które mogłoby powiązać „czwórkę” z „jedynką”. Ale ponownie zadaję to samo pytanie, po co? To jedna z kilku wad, niecna próba wykorzystania popularności pierwszego sezonu i próba złapania w sidła widza, dla którego pierwszy sezon był telewizyjnym objawieniem.
Szkoda, bo zamysł powstania serialu był słuszny, a i sama realizacja jest bardzo dobra. Jakość, do której przyzwyczaiło nas HBO została zachowana. Nie można przyczepić się do strony technicznej czwartego Detektywa. Muzyka, sekwencja tytułowa razem z piosenką, praca kamery i wiele innych aspektów to górna półka. Sama historia i szkielet scenariusza też jest niczego sobie. Możliwe jednak, że to wszystko lepiej wyglądało na papierze u scenarzystki i reżyserki Issy López. Nie znałem wcześniejszych dokonań meksykańskiej filmowczyni, ale taki chociażby Tygrysy się nie boją z 2017 roku odbił się pozytywnym echem wśród widzów.
Detektyw, sezon 4. W oczekiwaniu na coś więcej.
Widzowie w oczekiwaniu na nowego Detektywa mieli prawo być nastawieni hurraoptymistycznie. Wśród producentów widnieją takie tuzy jak Cary Joji Fukunaga, Woody Harrelson, Matthew McConaughey, w projekt zaangażowała się (również jako producentka) Jodie Foster. To dobrze wróżyło.
Proszę nie zrozumieć mnie źle, nie uważam że czwarty sezon Detektywa to serial nieudany. Ma świetne momenty, ale pisząc jeszcze zupełnie ogólnie, zabrakło spoiwa, który te elementy, niekiedy z różnych biegunów, mogłoby połączyć w sposób przystający do marki. Moim zdaniem próba połączenia gatunków, horroru z pełnokrwistym thrillerem zdała egzamin tylko w połowie. I była to znowu, niestety, kolejna próba złapania widza w sidła.
Kraina nocy, bo taki podtytuł nosi omawiany serial doskonale by sobie poradził bez oglądania się na innych, bez wciągania do gry The Thing Johna Carpentera i bez, wspominanego już, pierwszego sezonu. Dużo tu się dzieje, można się pogubić w koneksjach pomiędzy bohaterami serialu. Wydaje się, że w tym fikcyjnym miasteczku na Alasce każdy zna każdego. Oczywiście wszystko rozgrywa się w kręgu znajomych, kolegów i koleżanek z pracy, nierzadko w rodzinie. Sprawia to wrażenie, jakby to miasto było niezwykle małe. Z drugiej strony, w czasie rozgrywającej się akcji, okazuje się, że to dość rozbudowana aglomeracja, z kopalnią, dużym szpitalem. Pewien dysonans w tej i innych sprawach towarzyszył mi przez wszystkie sześć odcinków.
Czas trwania: 8 x 58 – 75 min
Gatunek: thriller
Reżyseria: Issa López
Scenariusz: Issa López
Obsada: Jodie Foster, Kali Reis, Fiona Shaw, Finn Bennett, Isabella Star LaBlanc, John Hawkes, Christopher Eccleston
Zdjęcia: Vince Pope
Muzyka: Matt Chesse