Plan był więc rzeczywiście w dechę. Chciałem przeczytać komiks i od razu zasiąść do filmu. Niestety po komiksie ochota mi przeszła. To nie moja bajka, nie trafiło, męczyłem się przy lekturze i film (który zapamiętałem mimo wszystko jako niezły) spadł w kolejce o kilkaset miejsc. Żeby nie było, to styl i komiksową rewoltę w Tank Girl doceniam.
Tank Girl, chaos, brud i anarchia.
Szanuję więc estetykę zina (rysunki wspaniałe, dużo szczegółów), konsekwencje autorów. Rozumiem, że ta dziewczyna ma irytować, chlać, zmieniać partnerów (najczęściej kangur), jeździć wielkim czołgiem i siać zamęt w uniwersum. Właśnie, w jakim uniwersum? Nie miałem czego tu się chwycić i było znacznie lepiej, gdy zacząłem traktować komiks jak rzecz w rodzaju kreskówki, w której nie obowiązują zasady. Żadne. Rozumiecie, totalne oderwanie od wszystkiego, co stronę nowy koncept, czwarta ściana nie istnieje, czołg może przelecieć przez kilka kadrów, spaść na głowę, bawimy się konwencją.
Szacunek za twórczą wolność.
Rysunki: Jaimie Hewlett
Ilość stron: 136
Tłumacz: Marceli Szpak
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Format: 170 x 260 mm