Jan Holoubek udowodnił swoim najnowszym filmem, że zalicza się do czołówki polskich reżyserów. Serialami Rojst (dwie części), a później Wielka woda studiował pilnie inscenizacje fabuł z osadzaniem scenariuszy w Polsce sprzed kilku dekad, albo nawet tej PRL-owskiej. Doskonale mu tu wychodzi, to umieszczanie opowieści w czasie, który już minął, ale większość z nas pamięta. Ok, boomer, nie każdy. Wiecie jednak o co chodzi. Wydaje się, że nie tak znowu daleka historia, czas nadchodzących przemian, dramatyczne wydarzenia łączące społeczeństwo, to wszystko pomaga panu Holoubkowi wyciągać pewną esencje z ludzkiej natury.
Tutaj również Jan Holoubek wyciąga z szafy trupy, oświetla je, ogląda, zaraz je schowa. Dużo jest przecież tych mrocznych powieści, akta są przepastne, Doppelgänger. Sobowtór to tylko jeden z rozdziałów.
Doppelgänger. Sobowtór to kino stojące na wysokim poziomie.
Tym razem będzie o specjalnym agencie działającym za granicą z ramienia bezpieki. Podporucznik Józef Wieczorek działa w Strasburgu, przyjmuje tożsamość Hansa Steinera. Wchodzi w rodzinę, która uciekła z terenów Polski tuż po wojnie. Mały Hans został w domu dziecka. Po latach esbecja przejęła dokumenty, odnalazła matkę dziecka w Strasburgu i agent wpadł w ramiona łkające matki, Helgi Steiner. To jedna część historii, w drugiej poznajemy stoczniowca Jana Bitneraa (Tomasz Schuchardt), który o tym że jest adoptowany dowiedział się właśnie teraz. I zaczyna grzebać.
Doppelgänger. Sobowtór to techniczna perła, klasa światowa. Już sam scenariusz Andrzeja Gołdy jest świetny (w założeniu). Opowieść o agencie, który poszedł za bardzo w ideologię jest bardzo mocna. Pod przykrywką siedzi sobie wygodnie we Francji, chłonie zachodnią kulturę i nie narzeka. Kto by narzekał? Knajpy, coca-cola, James Bond w kinie, ludzie się uśmiechają. Prawda jest taka, że trzeba być porządnie zindoktrynowanym ideologią, by działać na rzecz szaro burego państwa i optować za polityką bloku wschodniego. Jasne, jest przecież ta zachodnia degrengolada i zdziczenie. Ale taki człowiek, jeżeli jest człowiekiem, w końcu się łamie, bo serce osadzone na PRL-owskich zimnych filarach zaczyna topnieć. I to wciąż jedna strona medalu, ta historia szpiegowska. Największym plusem produkcji jest to, że mamy wgląd na drugą stronę medalu, gdzie człowiek stara się poznać prawdę o sobie, odnaleźć rodzinę, ale władze ustawicznie mu to uniemożliwiają. Wyjazd za granicę? Po co ci to, nie chcesz chyba prysnąć?
Jan Holoubek nakręcił sprawny dramat szpiegowski. Wszystko (prawie) się udało.
Doppelgänger. Sobowtór to kino bardzo sprawne, historia szpiegowska, kryminał i dramat. Jednak ja osobiście życzyłbym sobie dramatu większego. Coś nie do końca się udało, więcej sobie dopowiadałem niż widziałem na ekranie. Jan Holoubek miał ogromną ambicję, by przy okazji agenta pokazać tragedię człowieka, który przybiera cudzą tożsamość i wyzbywa się swojego jestestwa. De facto o sobie całkowicie zapomina, nie wie kim jest, nie wie do jakiego narodu przynależy. Taka jest poniekąd idea szpiega, który działa całymi latami na „wrogim” terenie. I ten aspekt został tylko zaznaczony. Coś się nie udało, chociaż nie wiem kogo obarczyć winą (jeżeli o „winie” w ogóle może być mowa), bo teoretycznie wszystko się przecież udało. Jakub Gierszał zagrał wspaniale, Tomasz Schuchardt doskonale oddał swoją rolą zmęczonego człowieka, który przecież nie stawia się jakoś wybitnie, nie obala systemu, a jednak jako zwykły obywatel ciągle ma pod górę.
Jan Holoubek ponownie wzorowo odmalował epokę. Przypomniał czas, którego w zasadzie nikt nie chce, ale każdy po cichu wspomina. Ale tym razem, jakby bardziej u Holoubka, konkretna epoka jest tłem, dosadnym krajobrazem, potrzebną ilustracją, a nie sklepową witryną z całym zasobem artefaktów. Innymi słowy Doppelgänger. Sobowtór PRL nie jest przesadnie romantyzowany gadżetami, muzyką, obrazami z przeszłości. Wszystko z umiarem jest wypełnieniem scenariusza. Tu najważniejsza jest treść, przesłanie o ludziach którzy chcąc lub nie chcąc trwali w swoich rolach.
Gatunek: dramat, kryminał
Reżyseria: Jan Holoubek
Scenariusz: Andrzej Gołda
Obsada: Jakub Gierszał, Tomasz Schuchardt, Wiktoria Gorodeckaja, Emily Kusche, Andrzej Seweryn
Muzyka: Jan Komar
Zdjęcia: Bartłomiej Kaczmarek