Bezwzględny zabójca Raven (Alan Ladd) zrobił, co do niego należało. Wykonał zlecenie, zabił szantażystę i zgarnął okrągłą sumkę. Ale Raven został oszukany, a takich typków spod ciemnej gwiazdy lepiej nie oszukiwać. Zleceniodawca, choć nie bezpośredni, zapłacił za morderstwo znaczonymi banknotami i Raven szybko wpadł. Udało mu się wymknąć, pościg trwa. Raven będzie próbował dotrzeć do osoby, która go zakontraktowała.
W tym filmie jest aż tłoczno od pomysłów i to pomysłów nietuzinkowych (może nawet ryzykownych). Obraz został nakręcony na podstawie powieści A Gun for Sale z 1936 roku autorstwa Grahama Greene’a i został przeniesiony ze swoją akcją z Europy do San Francisco. Nie zaszkodziło to niczemu, intryga której nie zdradzę w całości sprawdziła się i po amerykańskiej stronie.
Film wyreżyserował Frank Tuttle, który w Hollywood był jednym z budowniczych fundamentów jeszcze za czasów kina niemego. I to samo kino nieme zostało niejako przy twórcy, czuć bowiem w Pistolecie do wynajęcia naleciałości tegoż, chociażby w prowadzeniu aktorów. Niewykluczone jednak, że to warsztatowe zapożyczenia, jak chociażby u Lairda Cregara, który wcielił się w oślizgłego Gatesa. Cregar jest czasem przekomiczny w swojej nad ekspresji, ale uchodzi mu to na sucho bo najczęściej występuje w duecie ze swoim podwładnym, kierowcą i specem od mokrej roboty, który żywo komentuje wszystkie swoje niegodziwości (również swoje przyszłe okrutne plany). Niemal komiczny duet jest ciekawym wypełnieniem rasowego noir. To tyle słowem wtrętu, bo esencją są tu zwroty akcji, Ladd w roli Ravena i femme fatale, czyli przepiękna złotowłosa Veronica Lake.
Raven, zimny jak polodowcowy głaz.
W wykreowanym przez Ladda mordercy widzę wielu przyszłych zabójców o kamiennych spojrzeniach, skupionych na celu, pozbawionych (na zewnątrz) emocji. Ten rodzaj postaci będzie przewijać się całymi dekadami u innych. Czyż Jean Renoir w Leonie, Alain Delon w Samuraju, a teraz Michael Fassbender w Zabójcy Davida Finchera nie są tylko kopią Ravena? Niewykluczone, że każdy jeden z wymienionych mógł szukać inspiracji w tym klasycznym już dzisiaj noir, który jest przecież żelaznym klasykiem dla nurtu.
Punkt zwrotny, czyli femme fatale która kusi.
Mówcie co chcecie, zawsze zaczyna się od kobiety. Morderca z Pistoletu do wynajęcia wpadł, ale udało mu się zbiec. Zmierza do konkretnego celu, bo chce dopaść „inwestora”. Ale napisałem też, że film Tuttle’a aż kipi od akcji. Tu nie ma przerwy, wątki się stale zazębiają, a twórcy co rusz dokładają do pieca tak jak przy okazji Ellen (Veronica Lake) iluzjonistki i piosenkarki, która zostaje zatrudniona w nocnym lokalu Gatesa (!). Któż by był w stanie to wymyślić? I nic się nie rozsypało, konstrukcja ani przez chwilę się nie chybocze. Jakby tego wszystkiego było mało Ellen to narzeczona policjanta, który ściga Ravena i ta sama Ellen podkłada ogień pod zimnym sercem zabójcy. Piękne.
Noir, które trochę jednak kuleje.
Kuleje nastrój. Ilustracje muzyczne są nieco przaśne. Film mógłby być dłuższy, a sam finał bardziej epicki zważywszy na główny motyw, o którym wciąż nie wspominam. Może to szczegóły, może to drobne potknięcia, ale to właśnie przez nie Pistolet do wynajęcia nie może być przeze mnie oceniony jako wybitny.
Czas trwania: 81 min
Gatunek: kryminał, noir
Reżyseria: Frank Tuttle
Scenariusz: Albert Maltz, W.R. Burnett, Graham Greene (powieść A gun for sale)
Obsada: Veronica Lake, Robert Preston, Laird Cregar, Alan Ladd
Muzyka: David Buttolph
Zdjęcia: John Seitz