Nie będę się rozpisywać o przewadze książki nad filmem. Nigdy nie wyjdzie idealnie, ale tu wyszło bardzo dobrze. Istota książki, czyli opowieść o chlaniu (o chlaniu, nie o piciu) i krzywdzie wynikającej z chlania została zachowana. A to najważniejsze. Wabikiem w serialowej Informacji zwrotnej (ale również w powieści) jest kryminał. Ok, to ważny i zajmujący naszą uwagę wątek. Pisarz, a teraz scenarzysta poświęcił czas na research i przybliżenie widzom, a wcześniej czytelnikom, spraw związanych z aferami reprywatyzacyjnymi.
Informacja zwrotna, czyli coś ci w życiu nie wyszło.
Kto przełącza w telewizji na kanały informacyjne, czyta gazety, śledzi newsy w internecie wie o czym traktuje Informacja zwrotna między wierszami. Każdy jeden przypadek to dramat, niewykluczone że większa tragedia. Poszkodowanych w trakcie procesu reprywatyzacji w Warszawie można liczyć w tysiącach. I chociaż to tylko tło, to jednak frapujące. Frapujące na tyle, że skutecznie odwraca uwagę od wspomnianej istoty, od chlania.
Piszmy jednak o serialu. Po pięciu odcinkach narzekać nie mogę. Zachowano całą strukturę, większych zmian w stosunku do materiału literackiego nie poczyniono. Marcin Kania, pijak, szuka syna. Ze swojego spotkania z Piotrkiem w restauracji pamięta tylko urywki. Wie, że zachlał, że urwał mu się film tak jak urywał się przez ostatnie dekady. Piotrek zaginął, a Marcin Kania prowadzi jakieś karkołomne próby odnalezienia syna. Ale że detektyw z niego żaden, wychodzi to kiepsko. Marcin nie musi się jednak martwić o to, że nic nie wskóra. Prawda w końcu przyjdzie. Uderzy jak rozpędzony pociąg prosto w klatkę piersiową wiecznie zdziwionego człowieka. To niemożliwe, przecież to nieprawda. Jak to?
Angażuje, są emocje, Jakubik uwiarygadnia przekaz.
Pięć odcinków, pięć epizodów wypchanych emocjami i to emocjami trudnymi. Wielka zasługa w tym Arkadiusza Jakubika, który ma naturalny dryg do takich ról. Udowodnił to już nie raz u Wojciecha Smarzowskiego, a tutaj tylko potwierdza, że kreacja potłuczonego przez życie mężczyzny jest pisana jakby specjalnie dla niego. No i tempo, dialogi, aktorzy drugoplanowi. Początkowo miałem zgryz z muzyką Olafa Deriglasoffa, ale i to przeszło, bo jego jassowe zapędy spisały się jednak absolutnie fantastycznie – jak krzyczące echo z dna butelki.
Ale coś jednak nie zagrało. Nie zagrało otoczenie Kani, bo Leszek Dawid jako reżyser za bardzo chciał aby wszyscy wyszli „w porządku”, żeby ktoś przypadkiem nie powodował u widzów absmaku. A może to była decyzja Netfliksa? Niewykluczone. W książce bowiem Marcin jest w tym swoim nałogu obrzydliwy. Nałóg go pożera, a alkohol nieprzerwanie kusi. Tego było za mało. I to otoczenie, a przede wszystkim rodzina, to wszystko było za mało nieprzysiadalne. W serialu nie czuło się, że Kania jest już „poza” rodziną. W serialu miał jeszcze jakieś pole manewru, a w powieści nastawienie żony i córki do Marcina było takie, jak nastawienie kibiców Legii Warszawa do tych z Arki Gdynia.
Przez to Leszek Dawid wygładził trochę postać mężczyzny, który zabijał powoli tę rodzinę. Jako nałogowy pijak tego nie wiedział, bo był zakłamany w swoim chlaniu. Aż w końcu mu się odbiło. I o tym była książka. I o tym też chciałby być serial. I poniekąd udało się to ekipie, ale przekaz nie uderzył tak mocno jak powinien. Pobił, ale nie znokautował.
Czas trwania: 43 – 55 min
Gatunek: thriller, dramat
Scenariusz: Kacper Wysocki, Jakub Żulczyk (na podstawie powieści)
Reżyseria: Leszek Dawid
Obsada: Arkadiusz Jakubik, Jakub Sierenberg, Dominika Bednarczyk-Krzyżanowska, Nel Kaczmarek, Małgorzata Hajewska
Zdjęcia: Paweł Flis
Muzyka: Olaf Deriglasoff