Odciąć się od wszystkiego, przepracować problemy, odnaleźć siebie. To dobry pomysł, ale jak się do tego zabrać? Wydaje się, że bohaterowie Superposition, który krytycy chętnie porównują do filmu Goście (jest w tym porównaniu dużo prawdy, seansom towarzyszy podobne, bardzo wysokie uczucie dyskomfortu), rzucili się na głęboką wodę. Wybrali wyjazd do leśnej głuszy. Chcieli być odcięci od świata zewnętrznego, bez kontaktu z bliskimi, bez telefonów. Nie do końca to wyszło, bo z elektroniką i przypadłościami świata współczesnego jesteśmy sprzężeni na zawsze – telefony, laptop i kilka innych to udogodnienia, których nie da się amputować. Jednak rozmowy o prawdziwym survivalu, a nie tym lekko udawanym, musimy przełożyć na inną okazję.
Superposition, dyskomfort totalny.
Stine i Teit razem z synkiem są już w drodze na miejsce. Nad jeziorem, w lesie, chcą nagrywać podcast o ich „odważnej” przygodzie. „Którego z naszych przyjaciół stać na taki krok?”, zadają sobie pytanie i wydaje się, że są bardzo dumni ze swojej decyzji. Stine chce skupić się na pisaniu pierwszej powieści. Teit ma nagrywać podcast. To ucieczka, która dla nich ma być powrotem. Chcą się do siebie zbliżyć, albo nawet do siebie wrócić. Stine i Teit przetrwali bowiem (ledwo) poważny kryzys, ale o tym cicho sza. Sprawa nie została do końca zamknięta, napięcie unosi się w powietrzu. Stine i Teit obiecują sobie szczerość przy nagrywaniu podcastu. Ale na prawdziwą szczerość przyjdzie dopiero pora, bo Superposition to dreszczowiec metafora. W miejscu izolacji dochodzi do „incydentu”, już nie są tu sami.
Stine i Teit staną do konfrontacji przede wszystkim ze sobą. I to jest ten moment na szczerość. Spojrzeć sobie w oczy, odnaleźć siebie. Przecież ciągle się okłamujemy, czy teraz będzie inaczej? Czy rzeczywiście warto być do końca szczerym i czy istnieje granica w tej szczerości? Czy jako człowiek jesteś w stanie otworzyć się stojąc chociażby przed lustrem?
Strefa mroku i druga strona lustra, czyli strach przed własnym odbiciem.
Superposition to kino gatunkowe, ale to też esencja kina metaforycznego i to tego z najlepszego rodzaju. Konkretnie i w szczególe duński Superposition to nie tylko europejski odcinek (jeden z tych lepszych) ze strefy mroku. Superposition przez swój charakter stoi bardzo blisko irańskiego obrazu Między lustrami, z tą różnicą, że obraz Mani Haghighiniego był bardziej pojemny i stawiał więcej intrygujących pytań. Karoline Lyngbye zastosowała tutaj podobny co Haghighi patent, ale oba filmy stoją najbliżej siebie przy rozpatrywaniu ich od strony gatunku. To thrillery, które wykorzystując metaforę, posilają się największymi ludzkimi niepokojami.
Dla mnie Superposition to owszem groza wyjątkowego formatu, ale głównie kino terapeutyczne, czerpiące i z tej wspomnianej „strefy mroku” i z brutalnych sesji, podczas których powinieneś łkać, a po nich wyjść oczyszczony. Myślę, że film pod tym względem spełni swoje zadanie.
Czas trwania: 105 min
Gatunek: dramat, dreszczowiec
Reżyseria: Karoline Lyngbye
Scenariusz: Karoline Lyngbye, Mikkel Bak Sørensen
Obsada: Marie Bach Hansen, Mikkel Boe Følsgaard
Muzyka: Pessi Levanto
Zdjęcia: Sine Vadstrup Brooker