Religia i lubrykanty.
Zaparło mi dech w piersiach. 1983 rok, Verhoeven kręci film, o którym można napisać „odważny”, ale ten materiał w rękach Holendra wcale na odważny nie wygląda. To jedna z wielu jego historii, w których tło nie może być (nie powinno być!) uznane za coś wyjątkowo szczególnego.
Niedaleko od giallo, całkiem głęboko w paszczy szaleństwa.
Oglądam Czwartego człowieka i co kilka minut zastanawiam się, dlaczego tak rzadko cytujemy ten jeden wcześniejszych filmów Verhoevena? Dlaczego tak rzadko wspominamy to nietuzinkowe dzieło z pogranicza snu i jawy? 40 lat temu Paul Verhoeven nakręcił Czwartego człowieka, film przemyślany, ale i zagmatwany, głównie niezwykle intrygujący. Przede wszystkim Verhoeven przedstawił się tutaj jako nonkonformista i niezwykle pewny siebie twórca.
Głównym bohaterem jest biseksualny wzięty pisarz. Nadużywa alkoholu (w stopniu znacznym), nadużywa seksu. Jest pisarzem poczytnym, zapraszanym, jak teraz gdy ma odwiedzić Vlissingen. miasto położone w południowo – zachodniej części Holandii. Ma chwilę podyskutować z zaproszonymi na autorski wieczorek gośćmi, odpowiedzieć na pytania prowadzącej spotkanie, może przeczytać fragment książki, w końcu zgarnąć honorarium. Ale Gerard już nie odjedzie, wpadł w sidła, które notabene sam na siebie zastawił. O tak, wyjątkowa to sprawa, widzieć pajęczynę i wpaść w nią. Ale czyż nie odbywa się to właśnie w ten sposób w przypadku jasnego zagrożenia, gdy jesteśmy w jakiś sposób zaślepieni?
Czwarty człowiek w sidłach pożądania.
Verhoeven jest przebiegły. tak jak przebiegły jest scenariusz, który napisał Gerard Soeteman na podstawie powieści autorstwa Gerarda Reve’a. Ale Verhoeven nie bierze też jeńców. Głównym tematem w Czwartym człowieku jest pożądanie. Bohatera, tytułowego czwartego człowieka pożąda kobieta, piękna i uwodzicielska Christine (Renée Soutendijk). Christine ma wszystko, pieniądze, władzę, nie ma u boku mężczyzny. Jeszcze. Christine pożąda Gerarda, Gerard pożąda innego faceta, który najwyraźniej bywał u Christine. Piękna i melodramatyczna to historia przy całym tym chrześcijańskim uniesieniu Verhoevena, który wykorzystał wiarę jako koło zamachowe dla swojego thrillera.
Verhoeven jest nieprzejednany w tym z jaką łatwością i z perwersyjną lubością łączy wątki biblijne z erotyczną fabułą. Jedno drugiemu nie przeszkadza, bo Verhoeven przyrównuje wiarę do otępienia, a nawet schizofrenii, majaków. Gerard, jako osoba wierząca pomija szereg znaków, które powinien uszanować. Nie daje do końca wiary magicznym niemalże przesłankom na swój temat, na temat swojej drogi i postępowania. Ma koszmary, sen splata się z rzeczywistością, urojone zwidy to ostrzeżenia. Jednak pokusa, jak zwykle, jest silniejsza. Jak w życiu, czy to tym pełnym pokory dla dogmatów, czy tym z dala od religii.
I nie przestanę myśleć o Czwartym człowieku jako o filmie niezwykłym. Nawet pomijając symbolikę, można zostać przy samym pełnym erotycznego napięcia thrillerze, który oferuje kryminalną niemalże zagadkę. Fantastycznie wkomponował się w zamiary reżysera holenderski aktor Jeroen Krabbé. Ma pewien rodzaj zwierzęcego magnetyzmu, który pomógł przy kreowaniu tego filmowego zjawiska. Magiczny to film z magicznymi zdjęciami autorstwa Jana de Bonta, stałego współpracownika Verhoevna. Jan de Bont dzięki swojej wrażliwości jako autor zdjęć raz jest delikatny, raz perwersyjny, innym razem gładko otula kadry tajemniczą aurą. W sposób znamienity wykorzystuje światło, bawi się kolorami, kątami, śledzi postępujące szaleństwo Gerarda.
Verhoeven przekazał w Czwartym człowieku wszystko to, co go w życiu w pewien sposób fascynuje. To niemalże wizytówka autora takich późniejszych filmów jak Robocop, Nagi instynkt, czy Benedetta. Jest seks, przemoc, silna kobieta jako czarna wdowa, religia i lubrykanty.
Czas trwania: 102 min
Gatunek: thriller
Reżyseria: Paul Verhoeven
Scenariusz: Gerard Soeteman, Gerard Reve (na podstawie powieści)
Obsada: Jeroen Krabbé, Renée Soutendijk, Thom Hoffman, Dolf de Vries, Geert de Jong, Hans Veerman
Muzyka: Pessi Levanto
Zdjęcia: Jan de Bont