TC 2000, czyta Tomasz Knapik
Zacznijmy od atutów. Niezłe pojedynki pomiędzy ówczesnymi herosami kina akcji. Billy Blanks VS Matthias Hues, Bolo Yeoung VS Matthias Hues. Jest jeszcze wpadający w uchu muzyczny motyw przewodni od Varouje. Bolo Yeoung ćwiczy z Blanksem i ta scena to złoto. Ponadto Bolo Yeoung gra tutaj bohatera pozytywnego, a to rzadkość. W obsadzie można znaleźć jeszcze śliczną Bobbie Phillips i etatowego bywalca B-klasowych salonów, pochodzącego z Brazylii Jalal Merhiego. Dzieje się tyle, że na nudę narzekać nie można, ale dzieję się też tak osobliwie, że dzisiaj, wybaczcie, TC 2000 trudno ocenić dobrze.
Dzisiaj bowiem taki film mógłby utknąć w miejscu, z którego do widzów, do nas, mógłby nie dotrzeć. Nie oszukujmy się, mamy przesyt wszystkiego i jest na tyle dobrych tytułów, że TC 2000, gdyby powstał dzisiaj ucieszyłby tylko totalnych entuzjastów straight to DVD.
TC 2000, trochę boli, ale można wytrzymać.
TC 2000 da się jednak oglądać bez większego bólu. Zacznijmy jednak od samego twórcy. Gdy przyjrzeć się filmografii reżysera tejże produkcji, czyli T.J. Scottowi można uznać go za tytana pracy. Aktywny po dziś dzień, ale na koncie ma tylko dwa filmy pełnometrażowe, cała reszta to tytuły telewizyjne. Drugim po TC 2000 jest Dziedzictwo z 1999 roku, film akcji z Davidem Hasselhoffem. I nie wiem jak może wyglądać film akcji z Hasselhoffem, choć mogę się tego domyślać. A TC 2000 to de facto taka wersja Niezniszczalnych z lat 90. Jest tam przecież kilku zacnych fajterów, jest dużo walk i jest prosta fabuła. Czego chcieć więcej? W zasadzie wszystkiego….
TC 2000 to oględnie pisząc kino akcji w kostiumie postapo. Ludzkość podzieliła się na dwa obozy. Uprzywilejowani żyją pod ziemią i chronią ich tropiciele (między innymi Jason Storm, czytany bezbłędnie przez Knapika jako Dżejson Sztorm). Co jakiś czas świat bogaczy nawiedzają, uwaga, włamywacze. Tak, przedzierają się przez jakieś dziury i tropiciele muszą ich wyrzucić za drzwi. I pewnego dnia, a raczej nocy, włamywacze zapuścili się za daleko, zginęła partnerka Storma. Tutaj zabieramy trochę z Robocopa (T.J. Scott chwilę po TC 2000 wyreżyseruje jeden odcinek serialowej wersji filmu Paula Verhoevena), partnerka Jasona zostaje wskrzeszona. Jest teraz w 80 procentach człowiekiem, ale 20 procent to już robot.
Sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie. Jason odchodzi ze służby, przyłącza się do niego mistrz Sumai, który ma opanowany taki cios, że mucha nie siada. Jeżeli stoi obok siebie dwóch delikwentów, to uderza pierwszego, a dostaje drugi. Jason i Sumai łączą siły i dobierają się do tych złych.
Blanks, Yeung, Hues. Trzej przyjaciele z ringu.
Ten film broni się tylko herosami. Wydaje się, że kolejne wydarzenia były kręcone pod wpływem chwili, bez myślenia o jakimkolwiek scenariuszu. Musiało to wyglądać tak, że „teraz Jason idzie i będzie walczył”. Dlaczego, po co, jakie są motywacje, to już jest mało istotne.
Powtarzam, TC 2000 ogląda się bez bólu, za to z przeświadczeniem, ze z takimi gwiazdami można było coś więcej, Cóż, to ten film, który wygląda jakby kręcili go w fabryce po fajrancie, kiedy załoga opuściła zakład pracy i można pobiegać po opustoszałych halach rzucać pustymi kartonami i wybić okno, nakręcić to wszystko i wydać na kasecie VHS. To ten film, w którym reżyser mówi żebyście przynieśli jakieś ciuchy, które nosi się tuż przed upadkiem cywilizacji. I każdy przyniósł coś innego, bo nie było dokładnych wytycznych. Dlatego część wygląda jakby była przeniesiona z lat 80, część z lat 70, a część przyleciała ze średniowiecza. Naigrywam się lekko, ale mam jednak żal, bo Yeung, Blanks i Hues zasługiwali na miliony w budżecie, lepsze oświetlenie, lepszy scenariusz i lepszego reżysera.
Czas trwania: 91 min
Gatunek: akcja
Reżyseria: T. J. Scott
Scenariusz: T. J. Scott
Obsada: Bolo Yeung, Jalal Merhi, Billy Blanks, Bobbie Phillips, Matthias Hues
Zdjęcia: Curtis Petersen
Muzyka: Varouje