Irytujący do sześcianu młodzi bohaterowie wydają się być jednak autentyczni. Irytujący to tak naprawdę mało powiedziane, bo jakim komentarzem można skwitować „Ssij pałę, joł!”, pożegnanie kolegi z kolegą przez telefon? Ale co ty tak narzekasz stary dziadzie, tak się teraz mówi. Kurczę, nie wiem czy tak się teraz mówi. Być może. Być może powinienem w to uwierzyć. Ale pomijając kwestie mojego absmaku i zostawiając pytania „Czy tak się teraz mówi?”, „Czy tak młodzi się zachowują?” jako otwarte, muszę przyznać, że Freestyle to bardzo dobra filmowa robota.
W trakcie seansu jednak irytacja szybko zamienia się u mnie w nerwowe podniecenie, bo oto widzę coś odważnego i bezprecedensowego.
Tak, jest film Macieja Bochniaka irytujący, a wchodząc w wulgarną retorykę jest to film wkurwiający. Wkurwiający, ale wciąż cholernie dobrze zrobiony. W tempie, w gorączce, w niepokoju ciągłej pogoni za hajsem. Co tam za hajsem, za pengą raczej. Ale tych pieniędzy nigdy nie dostaniesz, bo jesteś nieodpowiedzialny i nieogarnięty małolacie i zaczynasz robić interesy z ludźmi równie nieogarniętymi i równie nieodpowiedzialnymi, a co gorsza z ludźmi niebezpiecznymi. Dlatego pengi nie będzie, ale otrzymasz po drodze wszystko to, na co zasłużyłeś. Także ssij pałę, joł.
Bracia Safdie oglądają i Freestyle im się podoba.
Freestyle mógłby iść jako double feature z którymś z filmów braci Safdie. Freestyle mógłby lecieć zaraz po Nieoszlifowanych diamentach, albo tuż przed Good time. Nawet lepiej. bo właśnie Good time, to te autentyczne patusy, tak jak z dumą o sobie mówi jeden z bohaterów Freestyle, chłopaczek o ksywce „Mąka”. Mówi „jestem autentycznym patusem, a nie pozerem jak ty”. A ten pozer? Ten pozer do Diego (Maciej Musiałowski). Marzy o rapie, coś tam nagrywa, ale przydałoby się zainwestować, bo studio wynajmuje na zeszyt. Długi rosną, a marzeń nie ubywa.
Diego wpada więc na genialny pomysł. To jeden z tych pomysłów, które napędzają fabuły filmów sensacyjnych. Skombinował kokainę i chce ją sprzedać na Słowacji. Po drodze trochę rozrobił, przybyło gramatury, przybyło też problemów. Coś nie poszło, coś nie pykło mordo, wariacie. Jakaś zasadzka, jakiś przypał. Nie ma pieniędzy, towar trefny, a wierzyciele dają kilka godzin. Diego musi zakasać rękawy i ogarnąć kilka spraw w jeden wieczór. Tak jeszcze naprędce, to trzeba Wam wiedzieć, że Diego nie pojawił się znikąd. Ma historię za plecami, mógłby być z tego prequel, a na pewno będzie sequel.
Freesyyle brudny, kolorowy, głośny.
Freestyle pożera się jak fast food. Szybko, bez wycierania rąk, z resztkami żarcia i sosu na bluzie. Taki też panuje tu bałagan, jak na tej bluzie po wyżerce. Zdjęcia kolorowe, szybkie, czasem biją po oczach mocnymi barwami, nierzadko bywają ponure. I pulsująca muzyka, grubo ciosana elektronika bez wyraźnego motywu przewodniego, w której trudno określić w jaką stronę przewrócą się bity. Ale to wciąż pasuje, wciąż bije w tempo narzucone przez reżysera. Podoba mi się ta inność na tle polskiego kina, ta osobliwa brzydota w montażu i w grze aktorskiej. Przypomina mi się Miasto prywatne Jacka Skalskiego. Tam też dudniło w kryminale od czegoś prymitywnego i niebezpiecznego. Szpetny to rodzaj kina i Freestyle i wspomniane Miasto prywatne. Ale to jednocześnie kino, które kipi. A to ważne.
Czas trwania: 86 min
Gatunek: sensacyjny
Reżyseria: Maciej Bochniak
Scenariusz: Maciej Bochniak, Sławomir Shuty
Obsada: Maciej Musiałowski, Nel Kaczmarek, Michał Sikorski, Michał Balicki
Muzyka: Joachim Fiut
Zdjęcia: Kajetan Plis