Jak to jest z tym Flashem? Z Flashem jest świetnie. To dzieło w pełni samodzielne i świadome. To film, który można oglądać bez znajomości tematu, ale wiadomo że widzowie za pan brat z popkulturą, a w szczególności z filmowym światem ze stajni DC Comics, będą szczególnie usatysfakcjonowani. Ja na ten przykład Batmana z Michaelem Keatonem widziałem w kinie. Po filmie też byłem Batmanem, zatem to naturalne, że dla mnie człowiek nietoperz to właśnie Michael Keaton. Każdy następny był tylko substytutem, chociaż każdy wnosił coś ciekawego do postaci, był inny i dało się ich lubić.
Hej, ale to film o Flashu, a nie o Batmanie! Co ty z tym Batmanem?
Wybaczcie, to rzeczywiście film o Flashu. Na pewno? Flash jest tu tylko narzędziem, bo przecież obraz Andy’ego Muschiettiego jest uniwersalny. Jest tu dużo o nieuchronności czasu, konsekwencjach, godzeniu się ze stratą, ale też o tym, że w jakimkolwiek byś miejscu nie był musisz patrzeć do przodu. Te wszystkie coachingowe slogany są tak wyświechtane, że aż bolą, to prawda. W filmie morał jednak być musi, ale my to wszystko wiemy. Łatwo mówić, trudniej pogodzić się z jakimś wydarzeniem. I tak długo jak ludzie będą żyli, tak będą snuć domysły „ach, gdybym tylko mógł się cofnąć….”.
To pytanie wraca bardzo często. Marzymy, śnimy o tym, co moglibyśmy zmienić w swoim życiu. Ostatnio moja żona miała spotkanie klasowe i takie pytanie również zagościło przy stole „Co byś zmieniła w swoim życiu?”. Pytanie trafiło później do mnie. Nic, tak odpowiadam. I odpowiadam tak nie tylko dlatego, że widziałem Flasha, a dlatego, że wierzę w równowagę. Jest źle z jednej strony, ale jest bardzo dobrze z drugiej. Zostawmy tak jak jest, bo coś się połamie. Taki to już ze mnie nudny gość.
No, ale co z tym Flashem?
Cóż, Flash dostaje możliwość cofania się w czasie (wyszło przypadkiem) i niepomny na ostrzeżenia doktora Emmetta Browna z Powrotu do przyszłości o tym, że nie można zakłócać kontinuum czasoprzestrzennego, porządek w czasoprzestrzeni zakłócił. Chciał dobrze, wszyscy zawsze chcemy dobrze. Chciał uratować matkę, uratować ojca, mieć dzieciństwo. Namieszał, wpadł na sąsiednią nitkę w czasie. A tam, po sąsiedzku, niby wszystko jest tak samo, ale zmieniają się okoliczności.Wszystko jest ciągle w duchu uniwersum DC, ale od innych twórców. I to jest najpiękniejsze, bo razem z Flashem do czasów filmowo najpiękniejszych, cofamy się my, boomerzy.
Flash jest zabawny, szybki, ma niestety niekorzystnie wpływające na odbiór CGI. Początek jest zresztą z tym CGI tak przejmująco niepoważny, że przez chwilę miałem wrażenie, że obcuję z filmem pokroju Deadpool (Deadpool 2 – najgorzej). I bałem się, ale chyba ktoś się ocknął, bo wskoczyliśmy na dobre tory. Znalazło się więc tu wszystko co najlepsze i dla nerdów, fana Batmana, fana komiksów i fana niezrealizowanych projektów, pomysłów etc., vide Eric Stoltz jako Marty McFly, Nicolas Cage jako Superman itd. itp.
To piękny i zawadiacki film. Ten dziwak i przemocowiec Ezra Miller jako Flash jest doskonały, reszta dzielnie dotrzymuje mu kroku. Cieszy to, że jest to zamknięte, bez otwartych pomysłów, mamy historię o wypadku, a później jest próba naprawiania rzeczywistości. Kto może zrobić to lepiej niż superbohater? Ale superbohater musi najpierw dojrzeć, żeby coś naprawić. Tak jak zwykli ludzie, muszą najpierw zrozumieć swój problem, siebie, żeby móc zrobić krok naprzód.
Czas trwania: 144 min
Gatunek: akcja
Reżyseria: Andy Muschietti
Scenariusz: Christina Hodson
Obsada: Ezra Miller, Sasha Calle, Michael Shannon, Ron Livingston, Maribel Verdú, Kiersey Clemons, Antje Traue, Michael Keaton
Zdjęcia: Henry Braham
Muzyka: Benjamin Wallfisch