Dotyk zła. W jaki sposób byśmy nie spojrzeli na Dotyk zła wniosek nasuwa się jeden. Bez względu bowiem na to, czy zaczniemy rozpatrywać obraz pod kątem czysto artystycznym, czy też skupimy się na fabule, intrydze i choćby na tym jak pogłębiony rys psychologiczny u postaci stworzył Welles, wniosek wciąż jest jeden, to arcydzieło.
Dotyk zła, arcydzieło gatunku.
To zaskakujące, że ten artyzm przez cały seans idzie pod rękę z intrygą. Już otwarcie zapowiada coś niebywałego na polu filmowym. To sekwencja, która przecież przeszła do historii kina. Na jednym długim ujęciu, które trwa ponad trzy minuty, towarzyszymy przechodniom, głównemu bohaterowi z żoną, ale też parze, która jedzie kabrioletem. Wszyscy oni przemieszczają się przez ulice przygranicznego miasteczka, a zaraz przekroczą punkt kontrolny. Samochód wybucha po stronie amerykańskiej.
To istne trzęsienie ziemi, moment spektakularny po którym na scenę wkraczają, niczym na teatralne deski, aktorzy. Kapitan policji, przysadzisty, wiecznie naburmuszony Hank Quinlan (Orson Welles) ściera się z Ramonem Vargasem (Charlton Heston), prawym meksykańskim prokuratorem. Przez wydarzenie na granicy, jak przez soczewkę można spoglądać na animozje pomiędzy dwoma narodami. To, co na wierzchu nie zawsze kołacze człowiekowi pod sercem. I na odwrót. Chociażby żona prokuratora (Janet Leigh) jest przecież związana z Meksykaninem, a o młodym chłopaku z południa mówi pogardliwie Pancho. Te przytyki, wzgardliwe spojrzenia, stereotypy i rzeczy które decydują o nastawieniu przewijają się przez cały film. Jednocześnie te wszystkie niuanse skutecznie odwracają uwagę widza od głównego śledztwa. I ja przez moment zapomniałem o bombie, a skupiłem się na relacjach pomiędzy bohaterami. Skupiłem się na ich wojnach i wojenkach tożsamościowych, prywatnych, na ich historiach z przeszłości.
Warstwa wizualna wprawia w zachwyt.
Patrzę trochę na Dotyk zła jak na coś w rodzaju popisu. Nigdy nie napiszę, że to przerost formy nad treścią, ale czuje, że ktoś bez kunsztu Wellesa mógłby popaść w taką manierę szczególnie mając za autora zdjęć Russella Metty’ego. Ten rodzaj prowadzenia kamery, zdjęcia pod różnymi kątami oraz zdjęcia, które przypominają niemalże statyczne fotosy w galeriach, przypominają mi późniejsze prace radzieckiego operatora Siergieja Urusiewskiego, który dodawał nieziemskiego uroku filmom Michaiła Kałatozowa (Lecą żurawie, Niewysłany list, Ja, Kuba). Charakterystyczny styl wizualny dzieła mocno zapada w pamięć. Myśląc po seansie o filmie (dzisiaj, to ważne, bo film przeszedł trudną drogę), głównie mamy przed oczyma absolutne zwycięstwo twórcy nad tworzywem.
I rzeczywiście można wpaść w ten osobliwy stan uwielbienia nad warstwą artystyczną zapominając, że mamy do czynienia z czarnym kryminałem. Można? Na szczęście nie, bo Orson Welles to twórca szalony, który jednak wie jak uformować film, by wszystkie jego składowe „zagrały” dla oczekiwanego efektu. Batalia o Dotyk zła był żmudna, nie obyło się bez ofiar. Włodarze filmowego studia położyli łapę na materiale w czasie, gdy film leżał już na stole montażowym. Historia powstania wskazuje na niemożliwy wręcz do ogarnięcia bałagan przy montażu, cięciu, naprawianiu, a później dokręcaniu scen, w których Welles nie brał już udziału, bo został odsunięty od Dotyku zła. Universal wprowadziło tytuł do kina jako film klasy B. Rozgoryczony Welles przedstawił jednak swoje zarzuty i zabrał się do pracy nad tekstem, w którym szczegółowo objaśnił jak film powinien wyglądać.
Dotyk zła, zwycięstwo Wellesa.
Dzisiaj możemy oglądać obraz takim, jakim życzył go sobie Orson Welles. A przecież mogło potoczyć się jak najgorzej. Historia kina obfituje w opowieści o tym, jak reżyser stracił kontrolę nad obrazem, bo studio zaczęło ingerować i kastrować tytuł. Jednak ten elaborat Wellesa, czyli notatki na kilkadziesiąt stron o twórczej wizji na temat Dotyku zła opłaciły się aż nadto. To dzięki tym precyzyjnym sugestiom dzisiaj, a dokładnie od roku 1998, oglądamy film kompletny, arcydzieło gatunku, które pochodzi ze zmierzchu dla nurtu noir i jednocześnie ze zmierzchu klasycznego kina z Hollywood.
Patryk Karwowski
Czas trwania: 111 min
Gatunek: kryminał, noir
Reżyseria: Orson Welles
Scenariusz: Orson Welles
Obsada: Charlton Heston, Janet Leigh, Orson Welles, Joseph Calleia, Akim Tamiroff, Marlene Dietrich, Zsa Zsa Gabor
Muzyka: Henry Mancini
Zdjęcia: Russell Metty