COLUMBO – s02e02 – The Greenhouse Jungle – Morderca ze szklarni
Fani porucznika Columbo mogli obejrzeć drugi epizod z drugiej serii już 15 października 1972 roku. Za sterami usiadł Boris Sagal, uznany twórca telewizyjny większości Wam znany jednak z nakręcenia postapokaliptycznego Człowieka Omegi z Charltonem Hestonem. Boris Sagal był również jednym z tych, który wierzył w sukces późniejszego spin-offu serialu Columbo, czyli Mrs Columbo i wyreżyserował pierwszy odcinek. Jak się to skończyło, wszyscy wiemy. Mrs Columbo po wielu zmianach w samej strukturze (w trakcie sezonu!) przetrwała kilkanaście odcinków. Mrs Columbo to był wszak 1979 rok, a my musimy powrócić do roku 1971 i do tego mordercy ze szklarni.
Po fantastycznym otwarciu drugiego sezonu i odcinku, w którym Peterowi Falkowi partnerował przyjaciel w roli szwarccharakteru, czyli John Cassavetes (Etiuda w czerni) przyszedł czas na lekkie ostudzenie emocji. Nie zrozumcie mnie źle, Morderca ze szklarni to niezły odcinek, jednak intryga jest tu wyraźnie naciągana.
Motywem przewodnim jest sfingowane porwanie, a później morderstwo porwanego, który zdecydowanie się tego nie spodziewał. To pewne novum w serii, bo akt zabójstwa nie ma miejsca na samym początku, a po pewnym czasie. Patent mieli panowie już na etapie przygotowania dość osobliwy. Tony Goodland potrzebował gotówki i poprosił swojego eleganckiego, elokwentnego i wielce dystyngowanego (a przy tym bardzo irytującego) wuja Jarvisa (Ray Milland). Plan Toma to jedno, ale plan wuja był o wiele bardziej przebiegły. Sam zamordowany był również zaangażowany w pewnym stopniu w kryminalny proceder, więc i tu kryje się pewne odstępstwo od reguły. A właściwy morderca? Cóż, w działaniu pasjonata kwiatów (morderca ze szklarni) jest tyle nieścisłości, a w samym scenariuszu do odcinka, który napisał Jonathan Latimer jest tyle dziur, że porucznik mógł podejść do sprawy zupełnie nonszalancko. Ale porucznik to porucznik, profesjonalista w każdym calu. Samo rozwiązanie sprawy jest wszak mało satysfakcjonujące, bo naprawdę można było skupić się bardziej na policyjnej robocie (chociażby dokładniejsze przesłuchanie świadków i wszystkich najbliższych ofiary), niż na zaoferowanym tu „fortelu”.
Morderca ze szklarni i jego słaby motyw.
Odcinek ma wiele świetnych scen, w tym kilka przezabawnych. Ot chociażby ta, gdy Columbo próbuje dostać się na miejsce zbrodni i w slapstickowym ujęciu turla się do podnóża wzgórza (i zrobił to sam Peter Falk bez wykorzystania kaskadera!). Nasz dzielny porucznik traci na chwilę fason, ale czy wygląda choć trochę inaczej niż zwykle? Trochę. Inną ciekawostką jest przydzielony do sprawy policjant, który zasypuje porucznika nowinkami technicznymi. Młody, wyrywny i widać, że chciałby zaimponować porucznikowi. A Columbo, jak to Columbo, do końca nie wiadomo czy traktuje poważnie nowego podwładnego (a nie jest w interesie Columbo praca w duecie).
Morderca ze szklarni to po pierwsze idealne wkomponowanie się w konwencję przez Raya Millanda, laureata statuetki Oscara za pierwszoplanową rolę w filmie Billy’ego Wildera Stracony weekend z 1945 roku. Milland jako wuj do końca był pewny siebie (ale to akurat żadna nowość bo oni, złoczyńcy w Columbo zawsze są pewni do końca). I niby wszystko tu zagrało, ale nie za bardzo wierzę w motyw związany z pieniędzmi. Sprawa idzie o 300 tysięcy dolarów z funduszu powierniczego. Umówmy się, każdy kto obejrzy odcinek, widzi, że wuj tych pieniędzy za bardzo nie potrzebuje, a już na pewno takich ochłapów. Morderca ze szklarni jest więc nierówny, czasem zabawny, ale również przyjemny jeśli chodzi o klasyczne motywy związane z pracą detektywa Colombo.
Czas trwania: 74 min
Gatunek: kryminał
Reżyseria: Boris Sagal
Scenariusz: Richard Levinson, William Link, Jonathan Latimer
Obsada: Peter Falk, Ray Milland, Bob Dishy, Sandra Smith
Zdjęcia: Harry L. Wolf
Muzyka: Oliver Nelson