Zaczyna się mocno. Mocniej w tym przypadku się nie dało. Pierwszy akt jest mistrzowski i precyzyjny. To duży niepokój i dyskomfort. To dyskomfort z rodzaju „niech już wybuchnie”. Po wybuchu lżej nie jest, ale przynajmniej wiadomo już z czym mamy do czynienia. Taki ma charakter film Mów do mnie!, film o duchach, stracie, opętaniu, krótkich strzałach adrenaliny. To bardzo dobry horror, pewnie i udana krytyka (ale czy świadoma?) do tych wszystkich niebezpiecznych wyzwań na społecznościowych portalach, ale też dość subtelna (choć powinna być bardziej dosadna) metafora. Bo Mów do mnie! to tak naprawdę rozmawiaj ze mną teraz, kiedy jest jeszcze na to czas.
Mów do mnie!, debiut imponujący.
Dla braci Danny’ego i Michaela Philippou (bracia bliźniacy) Mów do mnie! to pełnometrażowy debiut. W kategorii debiutów wypada orzec, że jest imponujący. Oto z australijskiej ziemi wypełzł straszak jak się patrzy. Dotyka współczesnych bolączek. Nie kpi, ale raczej wykorzystuje kulturę social mediów, różnej maści influencerów czy po prostu ludzi, którzy chcą mieć uwiecznione na klipie coś niesamowitego, niebezpiecznego, coś pod czym wyskoczy góra lajków. Na tym opiera się szkielet, na potrzebie przeżycia czegoś i potrzebie podzielenie się tym. Tak to widzę. I stąd też wypływa wspomniany dyskomfort ludzi oglądających Mów do mnie!
Pod tym względem Mów do mnie! jest bardzo solidny i jak wspomniałem precyzyjny, nawet wiarygodny. I nie można się temu dziwić zważywszy na fakt z jakiego środowiska wywodzą się reżyserzy. To przecież twórcy kanału RackaRacka, oględnie pisząc kanału z branży rozrywkowej (pranki, śmieszne filmiki, schemat łapiący się w okolicach Jackass). Wiedzą więc jak sprzedać historię w tej formie.
Wyzwanie w wywoływanie.
Mów do mnie! opowiada o tym, jak grupa nastolatków zabawia się w wywoływanie duchów. W skrócie. Nie ma tu jednak staro szkolnych zabiegów z nastrojem, okrągłym stołem i kulą. Jest podobnie, ale jednak w duchu tego czy tamtego wyzwania na TikToku. Łapiesz za tajemniczą gipsową rękę, mówisz „Mów do mnie”. Ukazuje ci się duch zmarłej osoby (tylko osobie wymieniającej uścisk). Jeszcze musisz go zaprosić i duch w ciebie wstępuje. Nie możesz przekroczyć określonego czasu, bo będzie klops. Domyślacie się, co się stało.
Jedną nogą w zaświatach.
Tak, każdy niebezpieczny challenge niesie za sobą ryzyko. A tu jest naprawdę grubo. I myśląc o Mów do mnie! i ludziach, którzy muszą zbliżyć się do krawędzi przypomina mi się Linia życia Joela Schumachera z 1990 roku. Założenia są przecież podobne, wychylić się na drugą stronę, zobaczyć świat za lustrem, przejść się kilka kroków w stronę światła. Coś tam jest, czy to zwykła bujda? Bohaterowie Schumachera robili to z pobudek naukowych, później osobistych. Priorytety się zmieniają, tak jak w Mów do mnie! Zaczęło się od draki, skończyło się na przeżywaniu, po raz kolejny, traum.
Jeżeli mierzyć horror emocjami u widza, w tym przypadku u mnie, to powinienem ocenić Mów do mnie! bardzo wysoko. Przecież siedziałem na krawędzi, szeptałem w duchu „co za durne dzieciaki, nie róbcie takich głupot”. Jak typowy rodzic. I jak typowy dorosły miałem już powyżej uszu młodych bohaterów, irytujących, pchających się w niebezpieczne sytuacje, nie myślących racjonalnie. Później trochę panikowałem, bo rzeczywiście z tego ambarasu, a był to ambaras konkretny, wyjścia już nie ma. Są tylko ofiary.
Czas trwania: 95 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Danny Philippou, Michael Philippou
Scenariusz: Danny Philippou, Bill Hinzman
Obsada: Sophie Wilde, Alexandra Jensen, Joe Bird, Otis Dhanji, Miranda Otto, Zoe Terakes
Zdjęcia: Aaron McLisky
Muzyka: Cornel Wilczek