Zacznę od tego, co najlepsze (poza Nicolasem Cagem, bo wiadomo, że filmy z Cagem ogląda się właśnie dla Cage’a). Zatem pomijając świetny występ Cage’a, którego tutaj spuszczono z aktorskiej smyczy, trzeba od razu zwrócić uwagę na to, jak Diabelska jazda pięknie wygląda. Wiadomo, wszyscy kochają blask neonów, lśniące krzykliwe reklamy odbijające się w kałużach czy blask witryn, które kuszą grzechem. Tak, jest to wszystko przejaskrawione, ale widocznie potrzebowałem takiego neonowego kopa bo poczułem się tutaj wybornie.
Diabelska jazda to teatr dwóch aktorów. Nicolasa Cage’a wszyscy kochamy, nie ma sensu pastwić się nad tymi kilkoma słabszymi występami, skoro w dorobku można przebierać i co rusz wyciągać coś dobrego. Tak jest i tym razem, a Diabelska jazda to klasyczny już Cagespolitation, w którym Nicolas szarżuje raz za razem (i aż miło na to patrzeć). I to jest w punkt, bo jest jednocześnie potrzebne by ustawić odpowiednio widza i jego stosunek do akcji. Cage’owi partneruje Joel Kinnaman, jeden z moich ekranowych ulubieńców od czasu trylogii Snabba Cash, którą aktor nakręcił jeszcze w rodzinnej Szwecji. Później był serial Dochodzenie, jeden z moich ulubionych telewizyjnych kryminałów. A teraz jest jeszcze For all mankind, gdzie Kinnaman ponownie zagrał jedną z głównych ról.
Diabelska jazda albo jazda bez trzymanki.
Yuval Adler, urodzony w Izraelu reżyser wcisnął Cage’a i Kinnamana do jednego samochodu, odpalił silnik i puścił w niewiadomym kierunku. Kinnaman gra przykładnego męża, który spieszy się na salę porodową. Jego ukochana zaraz będzie rodzić. Parkuje przed szpitalem, ale wyjść już nie zdążył. Do samochodu wsiada intruz, mężczyzna stylizowany na Michała Wiśniewskiego z zespołu Ich troje. Mężczyzna ma pistolet i nie jest skory do dyskusji. Mają jechać, na razie przez miasto, bo narwaniec z pistoletem lubi blask neonów. Kto nie lubi?
Później, wszystko co związane z jazdą, zalicza przystanki których pewnie się domyślicie w trakcie oglądania. Jeden chce uciec, drugi mu przeszkadza. Ufarbowany na czerwono zbir od początku nie był spokojny, ale w miarę rozwoju wydarzeń coraz bardziej się rozkręca.
Fabuła Diabelskiej jazdy jest prosta, wykonanie skromne, rozwiązanie i wyczekiwany twist niezbyt satysfakcjonujący (również dla mnie przewidywalny), ale cała reszta to już tylko świetne punkty. Całość wypada więc ocenić jako niezłą, dla fanów Cage’a to pozycja obowiązkowa do zaliczenia.
Gatunek: thriller
Reżyseria: Yuval Adler
Scenariusz: Luke Paradise
Obsada: Nicolas Cage, Joel Kinnaman
Zdjęcia: Steven Holleran
Muzyka: Ishai Adar