Jeżeli chodzi Wam o dłuższą rekomendację, musicie poświęcić kilka minut na przeczytanie mojej opinii na temat filmu Henriego Verneuila. Dla tych, którzy chcą szybkiej informacji, to napomknę tylko, że Skok na kasyno znalazł się na liście 100 ulubionych filmów Akiry Kurosawy.
To prosta historia, ale dzięki wykonaniu i dwójce zaangażowanych w projekt aktorom, Skok na kasyno to dziś absolutny klasyk. Historia rzeczywiście jakich wiele. Oto stary złodziej, legenda w swoim fachu („gdyby nie twoja reputacja, inaczej byśmy gadali”) wychodzi z więzienia. Wychodzi kolejny raz, teraz po pięciu latach. Jest spokojny, na wolności czeka na niego kobieta, ma odłożone pieniądze, większości zwolnionym z więzienia by to starczyło. Takie pieniądze mogłyby posłużyć na rozpoczęcie uczciwego interesu. Ale Charles nawet nie bierze tego pod uwagę. Nie po to siedział tyle lat, żeby teraz pracować, martwić się o rachunki, klientów, a przede wszystkim martwić się o jutro. Charles chce mieć tyle, żeby nie robić już absolutnie nic. I ja go rozumiem, to piękna perspektywa. Co zrobić, żeby złodziejskie marzenie się ziściło? Tak, jeszcze jeden skok, ten ostatni.
Jednak Charles, tak jak przez większość robótek pracował sam, teraz już się do tego nie nadaje. Może planować, organizować, brać udział, ale nie już w tak czynnej postaci. To emeryt, nie oszukujmy się. Do takiego przedsięwzięcia potrzebuje kogoś żwawego, przebojowego, potrzebuje takiego Charlesa ale sprzed 30-40 lat. No i znalazł się Francis, z którym nasz stary złodziej siedział rok pod celą. Francis to przeciwieństwo Charlesa. Porywczy, wybuchowy, ale potrafi doskonale improwizować, jest spostrzegawczy i stać go na brawurę. Celem jest kasyno na francuskim wybrzeżu.
Wspaniałe rozgrywa karty reżyser Henri Verneuil. Za scenariusz odpowiadał tutaj Michel Audiard, który natknął się swego czasu na kryminalną powieść The Big Grab Zekiala Marko. Inną zekranizowaną powieścią Marko jest Był sobie złodziej z 1965 roku, w którym ponownie jedną z głównych ról zagrał Alain Delon. Tutaj jednak, u Verneuila, Delonowi nie było tak łatwo o angaż. Wykładająca sporą część sumy amerykańska wytwórnia Metro-Goldwyn-Mayer niekoniecznie widziała Delona w roli Francisa. Tłumaczyli to tym, że Delon nie jest tak popularny za oceanem jak na przykład Jean-Louis Trintignant. Ale Delon się uparł, zrezygnował z gaży na rzecz wpływów z dystrybucji i wystąpił u boku legendarnego Jeana Gabina.
Cóż to jest za film! Przede wszystkim stylowy, na pewno nie ociekający akcją. Tempo też ma raczej mozolne. Właśnie styl, doskonałe zdjęcia i scenografia, cała kompozycja obrazu w przestrzeni, ale też specyficzny rodzaj chemii pomiędzy wytrawnym złodziejem, a wyrywnym drobnym kryminalistą i bawidamkiem czyni ze Skoku na kasyno film niezwykły. Sama sekwencja napadu trwa prawie 30 minut i upływa przy minimalnej ilości dialogu. Finał to mistrzostwo. Dopiero tam od napięcia aż kipi, a rozwiązanie jest wyjątkowo gorzkie.
Nie chciałbym być jednym z tych, którzy piszą „dzisiaj już takich nie ma”. No, ale to prawda, że „dzisiaj już takich nie ma i się nie kręci”. Spokojny, klasyczny, a jednak ze scenami, które potrafią mocno wybrzmieć. Jak to otwarcie, gdy Charles wraca na stare śmieci i nie może znaleźć swojego domu. Pośród nowych ulic, wieżowców ostał się jednak ten dom, stary jak Charles prezentuje się osobliwie na tle wieżowców. To nie jedyna tak wymowna scena w filmie.
Polecam.
PS Warto wspomnieć, że w latach 90. Francuzi pokolorowali i skrócili Skok na kasyno. Nie podszedłem jednak do nowej wersji.
Gatunek: kryminał
Reżyseria: Henri Verneuil
Scenariusz: Michel Audiard, Zekial Marko (na podstawie powieści), Albert Simonin
Obsada: Jean Gabin, Alain Delon, Claude Cerval
Zdjęcia: Louis Page
Muzyka: Michel Magne