Ustalmy to na początku. Trzecia część Bram piekieł nie ma nic wspólnego z częścią drugą, tak samo jak druga nie miała nic wspólnego z pierwszą. To osobliwy przypadek, znak tych szalonych czasów, gdy marketingowcy chcieli w jakiś sposób dodatkowo zarobić i tworzyli na siłę różnego rodzaju trylogie. Te filmy, te historie nie stały nawet blisko siebie, łączy je tylko przynależność gatunkowa, horror. Tutaj sytuacja wydaje się dodatkowo dziwna, bo owszem, Beyond the door z 1974 roku przyniósł niezły dochód w wysokości 15 milionów dolarów, ale żeby od razu sprzedawać w stanach włoski Shock Mario Bavy z 1977 roku jako Beyond the door II? Cóż, niezbadane są wyroki marketingowców. Czy Bramy piekieł 3: Diabelski podmuch poradziłby sobie jako Amok train, tudzież Death train? Z pewnością. Ale nie! To przecież może być Beyond the door III. No i są, otworzyły się po raz trzeci Bramy piekieł.
Ale zanim z bramy wyleci ów diabelski podmuch trzeba do pociągu zapakować pasażerów. Ci konkretni przylecieli ze słonecznej Kalifornii. To nie miały być wakacje, a raczej wyjazd edukacyjny. Do Jugosławii polecieli, by uczestniczyć (biernie, jako widzowie) w pogańskim rytuale, który odbywa się w tej części świata raz na sto lat. Na miejscu czeka na nich przewodnik, profesor Andromolek. W tej roli wystąpił Bo Svenson, zasłużona gwiazda kina eksploatacji.
Włoskie horrory z ich nadmierną brutalnością i szalonymi pomysłami. To jeden z nich, bo kiedy skończyła się epoka giallo przyszedł czas na eksploatowanie amerykańskich pomysłów i przenoszenie ich na włoski rynek. Rynek bardzo chłonny. Szaleństwa jest tu co niemiara. Horror o piekielnym pociągu, który zrobi wszystko, by dowieść dziewicę do pana ciemności? Brzmi niedorzecznie, jest niedorzeczne, ale ten pomysł nie grzęźnie na mieliźnie, bo jest prowadzony konsekwentnie. Umówmy się, pociąg w amoku, który zabija swoich pasażerów nie potrzebuje fabuły, ale ten konkretny parowóz dowozi do celu dziewicę i, co dziwne, również fabułę.
Za pomysłem stała Shelia Goldber, scenarzystka i aktorka. Koncept miała taki, by zrobić horror na bazie Uciekającego pociągu Andreia Konchalovskiego. Poniekąd się to przecież udało. Potrzebny był producent, który na ów kuriozalny pomysł wyłoży kasę. Znalazł się Ovidio G. Assonitis, który miał już na koncie wiele b-klasowców (również jako reżyser, ot chociażby Macki z 1977 roku, gdzie w obsadzie znaleźli się Henry Fonda, John Huston i Shelley Winters), a badaczom tytułów kultowych powinien być znany dzięki licznym perturbacjom na planie Piranii 2 (uznawanym ostatecznie za debiut reżyserski Jamesa Camerona, ale to już inna historia). Co ciekawe, Jeff Kwitny zatrudniony do Bram piekieł 3 w charakterze reżysera rozmawiał z Cameronem na temat swojej fuchy. Cameron odradzał Kwitnemu branie się za robotę u Assonitisego, ale na szczęście reżyser nie posłuchał przyszłego twórcy Avatara.
Sama realizacja trzecich Bram piekieł to niezła partyzantka. Gros pieniędzy poszedł na pociąg i efekty specjalne, które wyglądają dość specyficznie, ale z pewnością coś w sobie mają. I nawet jeżeli w późniejszych wywiadach Kwitny nie był z efektów zadowolony (worki z krwią przypominające ludzkie manekiny, tak mówił), to spełniają swoją demoniczną rolę. Wracając do realizacji, przyznajcie że to musiała być konkretna jazda bez trzymanki. Film był kręcony w ówczesnej Jugosławii w okolicach Belgradu, w czasie gdy kraj płonął. Ekipa bez ustanku pracowała po 18 godzin dziennie, było naprawdę ostro. Wierzę, że musiało to być dla niektórych traumatyczne doświadczenie.
Co nam zostało z obrazu dzisiaj? Miejscami bardzo dobra operatorka. Pociąg robi wyborne upiorne wrażenie. Zdjęcia są doskonałe, krajobraz robi wrażenie. Historia na swój sposób dobrze klei się z lokalną mitologią, a miejsce akcji wzmaga nastrój. Okolice są naprawdę ponure, panuje bardzo przytłaczająca atmosfera. Bramy piekieł 3: Diabelski podmuch dowozi grozę i jest niezłym unikatem w swojej kategorii.
Patryk Karwowski