Brian Yuzna to jest gość! No, przynajmniej był na początku swojej reżyserskiej kariery. To przecież Yuzna dał na świetną trzecią część Powrotu żywych trupów, upiornego Dentystę, niedocenioną Narzeczoną Re-Animatora, a wystartował z wysokiego C, czyli od Towarzystwa. Nie jest to film subtelny, tak jak subtelna nie jest metafora (ta główna), którą Yuzna tu zastosował. Tytułowe towarzystwo, jak się domyślacie, to wyższe sfery, które żerują na niższej klasie społecznej. Stąd wychodzi filmowe przesłanie, ale Towarzystwo może podobać się jeszcze bardziej, gdy skupimy się na problemie głównego bohatera, nastolatka Billy’ego Whitneya. Mieszka w ogromnej posiadłości, rodzice jedzą na śniadanie kawior, za chwilę odwiedzi ich sędzia. A on, Billy, czuje się wyobcowany, ma z tą rodziną problem. Billy czuje, że do towarzystwa nie pasuje.
Yuzna dość sprytnie wykorzystuje formułę wyobcowania i szukania przyczyn tegoż przez głównego bohatera. Jest konspiracja, pojawia się paranoja, Billy na kozetce u psychologa nie dostaje pożądanego wsparcia. Wszyscy z najbliższego otoczenia (to zamożna dzielnica w Beverly Hills) próbują mu wmówić, że to wszystko to tylko omamy, a wyimaginowane problemy zrzucają na okres dorastania. Ale Billy ze swoimi podejrzeniami nie jest osamotniony. Były już chłopak jego siostry też wyczuwa jakiś fałsz, a udało mu się zebrać materiały na jeszcze gorsze rzeczy.
Yuzna każe nam uwierzyć, że Billy niemal z dnia na dzień przeobraża się w podejrzliwego chłopaka. Cóż, radzę przyjąć ze spokojem te rewelacje, by czerpać z seansu tylko pozytywy. Nie drążyć, zapomnieć o tych grubych niciach, którymi wykończony jest scenariusz i cieszyć nieblaknącą po dzień dzisiejszy frywolną groteską, surrealizmem, a przede wszystkim niepohamowaną twórczą inicjatywą, którą Yuzna wykazał się w 1989 roku. Tak, metafora to jedno, można o tym jeszcze kilka rzeczy napisać, ale Towarzystwo zapisało się w pamięci oddanych fanów nie ze względu na iście diabelską krytykę społecznej kasty czy wtrącenie elitarnych członków społeczeństwa w pewien rodzaj obrzydliwego nawiasu. To horror, soczyste mlaśnięcie body horroru i w końcu nietuzinkowe efekty specjalne czynią z Towarzystwa film, który i po dziś dzień widz powinien oglądać z pełnym zaangażowaniem. Ten sam body horror wychodzi z esencji towarzystwa, które, jako grupa ludzi przynależą do sekty maltretującej społeczne niziny. Dosłownie, wysysają siły witalne, wnętrzności i patrzą z lubością w ich gasnące spojrzenia. A to wszystko odbywa się przy akompaniamencie śmiechu i wtórze dobrej zabawy, niekoniecznie dobrego smaku, bo Yuzna tak jak wytrawnie (miejscami) miesza swój komentarz (społeczny i polityczny) z makabreską, tak potrafi mu się ulać z przaśnego dzbana taniej podniety rodem z serii Porky’s.
Yuzna na pewno odważnie łączy gatunki i nurty. Znajdzie się tu miejsce dla science-fiction. Czuć tu odbicie Inwazji porywaczy ciał. Mocno we znaki daje się gore przygotowane z ogromną pieczołowitością. Wrażenie robi cała perwersyjna otoczka. Majacząca orgia elity trwa.
Czas trwania: 99 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Brian Yuzna
Scenariusz: Woody Keith, Rick Fry
Obsada: Billy Warlock, Devin DeVasquez, Evan Richards, Ben Meyerson
Zdjęcia: Rick Fichter
Muzyka: Mark Ryder, Phil Davies
PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?