Gloria

Ponad 50. letnia zawsze elegancka kobieta i sześciolatek w starciu z nowojorską mafią. Temat samograj, prawda? Sam Kurosawa wymieniał Glorię wśród swoich ulubionych filmowych obrazów. To samograj, nie inaczej, chociaż w autorskim ujęciu Johna Cassavetesa może wydawać się w swoim nietuzinkowym wykonaniu co najmniej osobliwy. Fani Cassavetesa będą usatysfakcjonowani. Reżyser nie po raz pierwszy łączy kino gatunku z tym, co go najbardziej w sztuce filmowej interesowało. Mowa tu o obserwacji ludzkich zachowań, czy obserwacji relacji międzyludzkich jako takich. Najważniejsze jest tu jednak to, żeby widz zadał sobie pytanie: Co skłoniło i co spowodowało, że nie mająca w tym żadnego interesu kobieta zajęła się sześciolatkiem, który jako jedyny z rodziny uniknął masakry? Odpowiedzi może być bez liku. Najbliżej mi do tego żeby zinterpretować tę relację wprost – w samotnej kobiecie obudziły się uczucia macierzyńskie. Nie ma tu jednak miejsca na klasyczne relacje matka – syn, bo raz, że Gloria nie ma na to czasu, a dwa, że z natury jest kobietą twardą, doświadczoną i pragmatyczną.

Cassavetes potrzebował kasowego hitu, a pomysł na Glorię podsunęła mu żona, Gena Rowlands. Scenariuszem w mig zainteresowali się włodarze w Columbia Pictures z zastrzeżeniem, że to Cassavetes musi reżyserować. Cóż, twórca Kobiety pod presją odwykł już od pracy dla dużej wytwórni, a i sama wytwórnia nie była na Cassavetesa gotowa. Żaden zresztą moloch nie jest gotowy na autorską drogę taką jak ta, którą Cassavetes preferował. W Columbii musiał wejść w tryby korporacji, pracę o ustalonych godzinach i z góry ustaloną ekipą. Nie było miejsca wielogodzinne nasiadówki, dyskusje i płynne przechodzenie do filmowania bezpośrednio po dysputach. Musiał też zrezygnować z zaufanych ludzi na różnych stanowiskach. Czuł się przez to nieswojo, ale wyszedł z procesu z tarczą. A trzeba przecież napisać, że już sama przeprowadzka do Nowego Jorku na plan zdjęciowy musiała przyprawić go o nie lada ból głowy.

Cassavetes i jego autorskość ma to do tego, że wyznacza nierzadko kierunek dla innych. Przecież Gloria to jasny punkt zwrotny dla Luca Bessona i jego Leona zawodowca. Powstał również remake w 1999 roku z Sharon Stone w roli głównej. Sidney Lumet, znakomity skądinąd reżyser, nie podołał jednak sprawie i film poniósł srogą porażkę finansową, bo przy zainwestowanych 30 milionach dolarów zarobił ledwie cztery. Z Glorią Cassavetesa było inaczej. Polubili go rzecz jasna fani reżysera, krytycy wyrażali opinie, że to najlepszy jego film, a sam zainteresowany za nim nie przepadał. Cóż, mocno we znaki dał mu się sam proces twórczy i praca dla Columbii (do tego stopnia, że poważnie myślał o oddaniu roboty w połowie drogi do celu).

Gloria to nerwowa i rozgorączkowana opowieść o dwójce uciekinierów. Kobieta mieszka w bloku, a przypadek sprawił, że musi pożyczyć trochę kawy od znajomych sąsiadów. A tam, u sąsiadów, niezły rozgardiasz. Mężczyzna, głowa rodziny, to księgowy na usługach mafii. Nie wiadomo jakim jest księgowym, ale wiadomo że niezły z niego papla, więc w tym zawodzie trafił ze swoją skłonnością najgorzej jak mógł. Mafia dowiedziała się o wszystkim: o jego notesie i o współpracy z FBI. Wiadomo, że księgowego trzeba sprzątnąć, a i jego rodzinę przy okazji. To ma być egzekucja pokazowa, a w związku z rzeczonym notesem mafiosi są bardzo zdeterminowani. W ostatniej chwili najmłodszy z rodziny trafił pod opiekę sąsiadki, która notabene była kiedyś „dziewczyną mafii”. Gloria zna ten świat, była w nim, wie do czego są zdolni wynajęci mordercy. Oni zrobią wszystko, żeby zastrzelić dzieciaka. W biały dzień, na ulicy, wśród świadków.

Najlepiej patrzeć na film Cassavetesa jak na pewną baśń, wyśnioną historię o kobiecie z niemalże nadludzkimi cechami. Jest rzeczywiście twarda, nawet opryskliwa, ale chemia która tworzy się między sześciolatkiem a nią jest co najmniej nietuzinkowa na tle całego współczesnego kina. Gloria bowiem komunikuje się z dzieckiem jak z dorosłym. Na początku trudno jej scharakteryzować własną pozycję w stosunku do chłopca. Rozmawia z nim jak „równa z równym”. Z jednej strony jest dla niej ciężarem, ale z drugiej strony bierze na siebie całą odpowiedzialność za jego los. To trudne relacje, ale warto się w nie zagłębić i rozmawiać o nich. Ta „pewna baśń” o której napisałem mogłaby być nawet wtrącona w realia kina superbohaterskiego, bo jak superbohaterka Gloria się zachowuje. Idzie naprzód jak taran. Potrafi rozgromić całą ekipę cyngli na ulicy. Może być przez to Gloria, jako film, nawet przez niektórych widzów nieakceptowalny, bo zaprezentowany mało realistycznie. A jednak to wciąż oryginalny przekaz, bardzo po myśli Cassavetesa by pokazać transformacje kobiety, która wiodła spokojne życie, a teraz brodzi po pas w trudnościach.Gloria ma urzekającą w tej roli Genę Rowlands. Została po tym występie nominowana do Oscara. Ale jej rola to tylko jeden z wielu atutów filmu. Wspaniale sfilmowany jest Nowy Jork, który jest nie tylko tłem, a jako miasto prawdziwym bohaterem wydarzeń. Dla Cassavetesa był to powrót do domu i widać to w sposobie filmowania metropolii, z wyczuciem i miłością do mniej uczęszczanych miejsc, tych spoza folderów turystycznych. Niesamowita jest też muzyka Billa Contiego, który przypasował swoje partytury do nerwowego trybu filmowania postaci, które są, poza kilkoma raptem chwiali, w ciągłym ruchu.

Gloria, chociaż bez dwóch zdań pisana dla pieniędzy (to miał być scenariusz sprzedany i zapomniany), została nakręcona przy użyciu całej autorskiej palety Cassavetesa. Wprawdzie bez stałych współpracowników, ale z tą samą werwą, czułością i pochylaniem się nad gestem, mimiką, słowem.

Patryk Karwowski

 

Czas trwania: 122 min
Gatunek: kryminał
Reżyseria: John Cassavetes
Scenariusz: John Cassavetes
Obsada: Gena Rowlands, Julie Carmen, Buck Henry, John Adames
Zdjęcia: Fred Schuler
Muzyka: Bill Conti
PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?