Długo się rozkręcał John Hyams na swojej reżyserskiej ścieżce. „Na poważnie” zaczął dość późno. I chociaż jego filmografia obfituje w wiele tytułów, to należy zwrócić uwagę, że są to pojedyncze odcinki serialu, kilka krótkometrażówek. Przełom nastąpił w 2009 roku (a był to przełom, kiedy John miał 45 lat) z chwilą gdy na ekrany weszła trzecia część serii Uniwersalny żołnierz o podtytule Reaktywacja. I zarówno trzecia jak i czwarta część, nakręcona kilka lat później również przez Hyamsa to filmy doskonałe. Kto śmiał przypuszczać, że z tej marki można coś jeszcze wycisnąć. Przecież tak jak franczyza się narodziła, tak samo szybko umarła i nikt powrotu nie zwiastował. A jednak. Hyams jednocześnie dał swój „podpis” – brutalne kino akcji, zaskakujące, przemyślane i… w kinofilskim duchu. Przecież Uniwersalny żołnierz: Dzień odrodzenia i finał to ukłon w stronę Czasu Apokalipsy Francisa Forda Coppoli. I Hyams od tego czasu już nie zwalniał. Wszedł tak mocno w kino gatunkowe, że chyba nie powróci do swojego wyuczonego niegdyś zawodu. Bo John, syn legendarnego reżysera i autora zdjęć Petera Hyamsa (Strażnik czasu, Odległy ląd, Nagła śmierć, ale też wcześniejsza 2010: Odyseja kosmiczna) od zawsze kształcił się w zgoła innych kierunkach artystycznych. Malował, rzeźbił, sprzedawał swoje prace na wschodnim i zachodnim wybrzeżu. A dzisiaj? Proszę bardzo, twórca horrorów, kina akcji i thrillerów jak chociażby tego zeszłorocznego Sick.
Sick, slasher, thriller z pandemią na pierwszym planie i jeżeli chodzi o pandemię to jest to cięta satyra na dwie skrajności po obu stronach barykady. To również satyra na pokolenie, które dzień rozpoczyna od zrobienia zdjęcia i wrzucenie go na social media. Mało? W żyłach Sick płynie kino zemsty, pokrętne i z zemstą rozumianą na opak przedstawioną w sposób złowieszczy i nawet ironiczny w całym głównowątkowym kontekście. Sporo tego, ale John Hyams wychodzi obronną ręką, bo liczy się tu tempo (kolejny atut to krótki czas trwania, czyli 80 minut,), ciągłe zaskakiwanie widza i frajda. Tu nie jest ważna interpretacja, wnioski i spostrzeżenia przychodzą naturalnie, bo to nie jest wyszukane kino z ukrytymi metaforami. Ważne jest pewne przegięcie w „poszanowaniu” starej szkoły horroru, gdy złoczyńcy potrafią wstać po uderzeniu młotkiem, zniknąć z podłogi, ofiary przeżyć upadek z wysokości itd. itp.
Fabuła jawi się prawie z jak najlepszych szlagierów, a przykuwa nas do ekranu nie lada zagadka. Dwie dziewczyny robią sobie przerwę od nauki i chcą spędzić weekend z dala od miejskiego zgiełku. Jedna z nich powinna się izolować, bo taki dostała nakaz od służb. Ale po co tam respektować jakiś reżim, przecież noszę starą brudną maseczkę, ja już nie zarażam. I gdy dziewczyny spędzają sobie przyjemnie czas na odludziu dochodzi do ataku. Atak jest brutalny, złoczyńca niczym w amoku próbuje dopaść swoje ofiary. Nie ma z nim żadnej dyskusji, naciera z nożem, ciężko odgadnąć motywy. A my, widzowie, trwamy w tym spektaklu ciągłej ucieczki chłonąc jednocześnie intensywne doznania. Jest ostro, dziewczyny lawirują po korytarzach, złoczyńca biegnie z nożem. O co mu chodzi? I ta właśnie zagadka (oraz to, że John Hymas wie jak prowadzić akcje by było i ostro i bez czasu na oddech) utrzymuje naszą uwagę, tworzy napięcie i dostarcza emocji.
Sick to niezwykle udany thriller. Nie jest przełomowy, nie jest też niezwykle wyszukany, ale jest solidny, nawet oryginalny i jeżeli mało w nim przełomowych chwil, to warto z nim spędzić chwilę czasu.
Czas trwania: 83 min
Gatunek: thriller
Reżyseria: John Hyams
Scenariusz: Kevin Williamson, Katelyn Crabb
Obsada: Gideon Adlon, Beth Million, Dylan Sprayberry, Joel Courtney, Marc Menchaca, Jane Adams
Zdjęcia: Yaron Levy
Muzyka: Nima Fakhrara