Paw królowej, literatura z nieustanną gorączką, połamana, potykająca się, niczym najgroźniejsza rzeka wezbrana. Przy tym wszystkim arcyzabawna, a w swoim ulicznym żargonie niemal niesmaczna. Dla mnie imponująca. Nie chciałem jej skończyć na raz z dwóch względów. Przede wszystkim nie chciałem, bo to jest ten rodzaj tekstu, który mnie autentycznie wprawia w dobry humor. Do Pawia królowej „cofnąłem się” po nowszej książce Doroty Masłowskie Bowie w Warszawie. I tam uśmiech nie schodził mi z twarzy. Tutaj, w Pawiu królowej brzydko rechotałem. Dlatego obcowałem oszczędnie, dawkowałem te chwile uniesienia. Gdy było mi gorzej i na chandrę utyskiwałem, Dorota nabijała dwa akapity w lufkę, a ja głęboko się zaciągałem.
Drugi powód, dla którego nie chciałem Pawia królowej wciągnąć na raz jest taki, że jednak co za dużo to niezdrowo. Bo ja już znam umiar, wiem kiedy przestać, wyjść żeby wrócić i znowu dobrze się bawić. Obawiam się, że czytanie Masłowskiej (mam nadzieję, że się nie obrazi) przez bite osiem godzin, mogłoby mnie tylko wymęczyć, zniechęcić i dałbym negatywną opinię. A tak? Proszę bardzo, dziewięć na dziesięć i serduszko.
Paw królowej to rodzaj, moim zdaniem, przytyku, swego rodzaju roast. Masłowska tworzy galerię dziwnych bohaterów, karykatury celebrytów, wyciąga z bram przebrzmiałych piosenkarzy, dziennikarzy, dresiarzy, wpycha do miksera w pełnym rynsztunku z ich mieszkaniami, samochodami, śmiesznymi przyzwyczajeniami. Stąd też wychodzi styl Masłowskiej, zjadliwy, kąśliwy, przepełniony złośliwościami. Opowieść zbudowana na kształt osobliwego utworu muzycznego przede wszystkim urzeka opanowaniem słowa. Tutaj wszystko dokładnie się klei, pasuje, nie ma niepotrzebnej szpilki. Jeżeli przyrównać Pawia królowej do walki bokserskiej jaką Masłowska toczy z mainstreamem, to w tej walce słowem, autorka uderza każdą jedną sylabą. Od początku, do mocarnego finału. Co tu więc uderza i odurza najbardziej? Samoświadomość, a pod płaszczykiem nonszalancji sporo krytyki na temat konsumpcjonizmu. Obśmiewane jest tu wiele rzeczy, ale nie wprost, a już na pewno Masłowska nie patrzy na nikogo z góry. Ona (i my zarazem) jestesmy w środku, a wokół kicz, patologia, śmieszność, mało istotne sprawy kształtujące się na te najważniejsze. Toniemy w absurdzie, groteska wylewa się z każdej strony. Wszystko jest jednak pod pisarską kontrolą, a Masłowska dyrygentka z pewnością nie jest dla wszystkich, ale na pewno jest dla kogoś.
Autor: Dorota Masłowska
Ilość stron: 156
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Lampa i Iskra Boża