Jednak nie. Pławiłem się przez siedem odcinków pierwszego sezonu w niesamowitym luksusie. Było wytrawnie, wykwintnie, koronkowo. Każdy dialog skrojony według najlepszych szkół, aktorzy przy długich ujęciach mogli przedstawić wszystkie potrzebne emocje. A jednak nie. To było aż nadto wytrawne. Tak bardzo, że niemal cierpkie. Być może Stary człowiek jest już dla naprawdę starych ludzi? Niewykluczone. Stary człowiek to historia szpiegowska o byłym agencie wywiadu, który za młodu był w stanie (i robił to) zmienić układ sił politycznych w każdym regionie świata. Tutaj chodziło o Afganistan. To czasy zamierzchłe, ale będziemy do nich wracać. W Afganistanie bowiem wszystko się rozpoczęło. Tam dokonywano przewrotów, miały miejsce zdrady, dochodziło do starć wywiadów wojskowych. Żadne tam wielkie bitwy. Przesłuchania, kilka telefonów, jedna akcja. To wystarczyło, by ustanowić nowy porządek, a prawdziwym dynamitem był w tej branży Amerykanin Dan Chase. Teraz towarzyszymy mu kilkadziesiąt lat po tamtych wydarzeniach. Do Afganistanu będziemy jednak wracać, żeby starać się zrozumieć co tak naprawdę się wydarzyło. Wszyscy czekali, pielęgnowali uczucia (różne), niektórzy zapomnieli, inni trwali w pamięci, by do najbardziej wrażliwych spraw powrócić. Stary człowiek miał już inne życie, ale na powrót do gry zawsze był przygotowany.
Powieść Stary człowiek została wydana w 2017 roku. Pierwowzoru literackiego nie znam, być może jest tam więcej napięcia niż w serialu. Za książkę odpowiada wszak doświadczony Thomas Perry, urodzony w 1947 roku pisarz, który debiutował w latach 80. Dzisiaj ma na koncie prawie 30 powieści, ale Stary człowiek jest pierwszą zekranizowaną. Showrunnerem dla projektu został Jonathan E. Steinberg, który ma na koncie takie serie jak Jericho (starszy, lubiłem) i See (jeden z nowszych, kręcony dla Apple TV+, nie dałem rady przebrnąć przez pierwszy odcinek). Za Starego człowieka zabrałem się głównie ze względu na Jeffa Bridgesa. Aktor, dzisiaj już 70 latek wciela się w emerytowanego agenta, który o emeryturze musi zapomnieć. Znowu dobywa broń, strzela, walczy, ale przede wszystkim prowadzi intrygę na kilku frontach. Starym druhem jest Harold (John Lithgow). Panowie znają reguły, ale jak wielu w tej branży są tylko pionkami. Zresztą cały serial jest właśnie tak skonstruowany, że gracze, którzy sądzą, że kontrolują grę, mylą się. Ta ich rozgrywka to tylko kolejna plansza.
Dla mnie, oprócz tego nieznośnie przewlekłego tempa, przy którym zmuszałem się do uczestniczenia w wydarzeniach (otwarcie było świetne, nie przeczę) największą bolączką była moja własna niewiara w bohaterów. Wierzyłem przez trzy odcinki, później mury zaczęły kruszeć. Niepojęte bowiem (a może przedstawione w mało przekonywujący sposób) są motywacje, ale także kilka rozwiązań fabularnych. Ludzie mają całe życie, żeby robić różne rzeczy, a w Starym człowieku wszyscy zainteresowani, wciąż popełniają te same błędy od ponad ćwierćwiecza. Cała „gra” i walka „poza” światem cywili jest mało wiarygodna. Ludzie giną, nikt nie interweniuje, bo przecież wszystko rozgrywa się w alternatywnej rzeczywistości niczym u Johna Wicka. Nie wierzę więc, że komuś stary człowiek przeszkadzał i sądzę, że możni tego świata mają więcej na głowie niż prywatne zażyłości sprzed wielu lat. Nie klei się to, retrospekcje nie pomagają zrozumieć, wprowadzają zamęt, a powolne tempo jest w rezultacie nużące. O dokooptowanych do szpiegowskiej historii cywilach nawet nie wspomnę, bo to zakrawa na nielichy wypełniacz. Oglądajcie jednak dla Jeffa Bridgesa.
Czas trwania: 47-64 min
Gatunek: dramat, thriller
Twórca: Jonathan E. Steinberg, Robert Levine
Reżyseria: James Nunn
Scenariusz: James Nunn, Jamie Russell
Obsada: Jeff Bridges, John Lithgow, E. J. Bonilla, Bill Heck, Leem Lubany, Alia Shawkat, Gbenga Akinnagbe
Zdjęcia: Sean Porter, Jules O’Loughlin, Armando Salas
Muzyka: T Bone Burnett, Patrick Warren