Mężczyźni na krawędzi, zniszczeni przez system, straumatyzowani, sfrustrowani. Straceńcy bez zasad. Każdy ich plan czy „marzenie” to mrzonka stworzona na pokaz. Ot, tak, żeby można było o czymś pogadać. Żaden z tych, którzy pracują w bazie przy zwożeniu ściętego drzewa, nie myśli o odległej przyszłości. To upiory w ludzkiej skórze. Niezwykłej maści fatalizm unosi się nad akapitami Następnego do raju Marka Hłaski, tak jakby śmierć patrzyła zza pleców na pracującego przy książce. Czuć ten trupi i zimny oddech, a ponura atmosfera udzielała się w trakcie czytania i mi. Jasne, to powieść o ciężkim losie tych, którzy przeżyli wojnę, osobiste tragedie próbują schować się na odludziu przed opresyjnym systemem. To wszystko prawda. Ale to, co ważniejsze, przychodzi dopiero po zamknięciu książki. Potrzeba bowiem chwili refleksji nie tylko nad losem fikcyjnych bohaterów, ale również nad słowami samego Hłaski umieszczonymi w posłowie. Tych kilka stron własnych przemyśleń jest niezwykle istotnych w kontekście interpretacji. Następny do raju to Zabawa, Orsaczek, Partyzant, Dziewiątka, Apostoł, Warszawiak i Wanda. Hłasko pisze, że jest każdym z nich, a dla mnie Następny do raju to przede wszystkim wyraz wściekłości autora na system, przedstawicieli tegoż, sytuacje i całe otoczenie wokół autora. Wyraz własnej frustracji? Być może, ale głównie wściekłość i towarzyszący temu ból, że nie można, nie może i nie możemy teraz nic zrobić tylko patrzeć na to całe dziadostwo, arogancję, głupotę.
Nie będę pisał o Następnym do raju długo. To lektura przeszywająca człowieka, nawet teraz, kiedy ma już 70 lat na karku. Jest uniwersalna i ponadczasowa, bo można i dzisiaj się w niej przeglądać, rzeczywistość nierzadko odbija się w tych samych barwach. Owszem, nijak porównywać dzisiejszą pogodę do tej z lat 50., ale przecież wściekłość na niektóre działania i sytuacje towarzyszy nam i dzisiaj. Hłasko wyrażał to przez literaturę, poza pisaniem prowadził autodestrukcyjny żywot. Historia garstki chłopa i kobiety zamkniętych na odludziu, którzy trudnią się przewozem drzewa to jedna wielka metafora. Metafora problemów z lokowaniem uczuć (brak miłości, niemożność nawet jej zainicjowania), buntu, beznadziei. Dla mnie cudem jest to, że powieść ukazała się przy takiej niesprzyjającej aurze. Miał więc niewątpliwie autor szczęście, bo Następnego do raju czytelnicy mogli czytać w odcinkach w czasopiśmie Panorama. Dobre i to, bo przy takich uwarunkowaniach, a szorstkim, zjadliwym i po prostu brutalnie obnażającym rzeczywistość języku, Następny do raju ukazać się nie powinien. Następny do raju jest bowiem brutalny i brutalnie szczery jest Hłasko, który oczekuje tylko najgorszego dla swoich bohaterów. Życiowe dociśnięcie, własne doświadczenia (Hłasko w wieku 16 lat pracował w takich warunkach jak jego książkowi bohaterowie!) zaowocowały wplecionymi w treść autobiograficznymi wątkami co odbija się na treści – bardzo ponurej wisielczej i depresyjnej. Oczywiście warto po tytuł sięgnąć, bo nastrój to jedno, ale język Marka Hłaski to język treściwy, przebogaty i wybitny. Jeżeli ktoś mocował się z pisaniem to może się zawstydzić pochłaniając kolejne strony Następnego do raju. Tu nie m zbędnych językowych kalorii, samo białko, gotowe cytaty, zdania, które chciałoby się zapamiętać i rzucać na lewo i prawo. Lektura spod znaku wybitnych.
Autor: Marek Hłasko
Ilość stron: 352 (Następny do raju 192)
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Iskry
Format: 125 x 195 mm