Znacie zasadę działania policyjnej procedury Mr. Big? Widziałem tyle filmów policyjnych, kryminalnych, mógłbym z marszu wymienić filmowych gliniarzy działających pod przykrywką, ale o tak zakrojonej na szeroką skalę procedurze nie słyszałem, a przynajmniej nie wiedziałem, że tak oficjalnie się nazywa. Opracowana przez kanadyjską policję federalną została wykorzystana po raz pierwszy w 1965 roku. Dość szczegółowo jest ona zaprezentowana w bardzo dobrym, a miejscami wybitnym Nieznajomym w reżyserii Thomasa M. Wrighta. Dla mnie to ścisła czołówka tego roku, niezwykle mroczna, gęsta (gęściej się nie dało) i znakomita aktorsko. Występ Joela Edgertona to oczywiście doskonały warsztat, naturalność i wiarygodność, ale Sean Harris jest absolutnym mistrzem. Jest tak niepokojący w swojej roli, że jako widz przestałem dostrzegać granicę między aktorem, a postacią. Fabularnie dostaliśmy coś z pogranicza opowieści 'true crime’, ale nacechowanej pierwszorzędnie rozpisanymi nutami na wciągający thriller. Nie ma też celebrowania mordercy, brakuje epatowania przemocą, widzowie żądni krwi nie znajdą tu niczego dla siebie. Historia dotyczy zaginięcia Daniela Morcombe’a z 2003 roku. Odpowiedzialny za to mężczyzna wywinął się organom ścigania, brakowało dowodów, prokuratura za szybko odpuściła. W Australii była to głośna sprawa, ale nie pamiętam żeby dotarła do nas za pośrednictwem medialnych przekazów. Tam, na miejscu, wrzało strasznie. Nagrody pieniężne dochodziły do miliona dolarów. I nic to nie dało. Dopiero wspomniana na początku tekstu akcja policyjna, rozłożona na wiele miesięcy, przy użyciu dużych zasobów przyniosła rezultaty. I to powinien być największy dla Was wabik.
Joel Edgerton gra tutaj gliniarza, który pracując pod przykrywką jest częścią fikcyjnego półświatka kryminalnego. De facto ten półświatek nie istnieje, wszystko to miraż, ale nie dla podejrzanego, który łapie haczyk. Robione jest to po to, by go wciągnąć, stworzyć iluzję czegoś, zbliżyć się i mimochodem wyciągnąć te najważniejsze informacje. I to jest tak nakręcone, że siedziałem na krawędzi fotela, wciskałem co chwilę pauzę i biłem brawa. Nie tylko brawa dla twórców, ale też dla tych wszystkich dzielnych ludzi, którzy w „ustawkę” byli zaangażowani. Sama gęsta atmosfera jest tu rzeczywiście nieprzejednana, bo zarówno gliniarz jak i towarzyszący mu oficerowie policji „grają” i wszystko musi być autentyczne. To, co jednak robi największe wrażenie to właśnie kreacja Harrisa, który gra zwyrodnialca. Niesamowite są te wszystkie sceny, gdy policjant musi być twardy, bratać się, trwać w swojej roli z człowiekiem, który stoi tak pewnie po ciemnej stronie mocy. Ten mrok wpływa na policjantów, muszą głęboko zaciągnąć się zgniłym powietrzem, by stać się jednocześnie autentycznymi dla mordercy. To odbija się na psychice, doskwiera, rozkłada się po wnętrznościach. Substancje smoliste z oparów zła wypełniają na zawsze policyjne płuca. Tego nie można już się pozbyć.
Fantastyczny film, niesamowity jeśli chodzi o pokazanie sprawy i kulisów. Formalnie towarzyszy seansowi ciężar, który w ostatniej dekadzie zaprezentowało kilka raptem obrazów. Podobne „brzemię” nosi chociażby Chłód w lipcu czy Blue Ruin. To są filmy spod znaku „slow burn”, które wypalają głęboki i wyraźny znak na umyśle widza. Wkręcają się, nie puszczają do końca, a po seansie czujemy, że coś przeżyliśmy.
Czas trwania: 116 min
Gatunek: thriller, true crime
Reżyseria: Thomas M. Wright
Scenariusz: Thomas M. Wright
Obsada: Joel Edgerton, Sean Harris, Jada Alberts
Zdjęcia: Sam Chiplin
Muzyka: Oliver Coates