Fresh

Fresh to prawdopodobnie jeden z bardziej charakternych filmów tego roku, który fenomenalnie łączy dobrą (straszną i powodującą dyskomfort) zabawę ze społecznym komentarzem. Z jednej strony to sztampowy thriller, ale w tej całej sztampie kryje się również twórcza błyskotliwość. Za krwawym parawanem leży bowiem bardzo smutna ilustracja i historia uprzedmiotowienia kobiet. Feministyczny wydźwięk nie wybija nas jednak z tempa, krąży nad głowami, jest smacznym i dobrze przygotowanym farszem w tym kulinarnym i makabrycznym rendez-vous.

Wspomniany schemat i fabułę mógłbym więc nakreślić w jednym krótkim zdaniu, ale bardziej zależy mi teraz na interpretacji zachowania głównej bohaterki, które doprowadziło do całego ciągu przykrych wydarzeń. Wytrychem zdaje się być, rzucone niczym wyzwanie „pieprzyć to”. „Fuck it” mówi więc w pewnym momencie główna bohaterka i, pomimo wielu wątpliwości, zaczyna spotykać się z przygodnie poznanym mężczyzną. To samo „fuck it” jest jak decyzja o rzuceniu się na głęboką wodę. Nie jest to niestety oznaką odwagi, a jak się okazuje może prowadzić (i najczęściej tak jest) do wielu niekomfortowych sytuacji. Dlaczego tak się stało? W tym konkretnym przypadku pewnie trochę ze strachu przed samotnością, gdzieś u podstaw może leżeć desperacja, ale również subtelne naciski z otoczenia. Noa jest więc singielką z wierną przyjaciółką przy boku. To wrażenie samotności potęguje pięknie sfotografowane przez Pawła Pogorzelskiego miasto (ale nie tylko, bo dużo tu intymnej pracy kamery, która wyciąga napięcie i emocje z każdego jednego grymasu). Wyludnione ulice, puste bary, kilka szwendających się osób. Czas pandemii z pewnością potęguje stan odosobnienia. W tej atmosferze Noa wpada w sidła, a my razem z nią pomimo tego, że jako widzowie jesteśmy w pełni na to przygotowanymi. Wiemy bowiem od początku kto tu jest zły, kto jest drapieżnikiem, a kto ofiarą. Ważny jest kontekst i nasza wyobraźnia, która przesiąknięta popkulturą i tysiącami filmów pracuje od początku seansu na najwyższych obrotach.

Dla Lauryn Kahn (scenarzystka) i Mimi Cave (reżyserka) to pierwszy tak duży wspólny projekt. Pod wieloma względami jest to jednocześnie imponujący pełnometrażowy debiut, a jednak wciąż twardo stąpający po niezależnym gruncie. Fresh przede wszystkim jest fantastycznie prowokujący, a niektórzy z widzów mogliby nawet orzec, że kontrowersyjny (są i tacy, którzy cenią film za czarny humor). Sądzę, że całość nie byłaby tak udana gdyby nie aktorski duet w osobach Daisy Edgar-Jones i Sebastiana Stana. Szczególnie Sebastian Stan, co do którego nie miałem nigdy żadnych większych oczekiwań z miejsca został jednym z moich ulubieńców. Ekranowane zwierzę, aktorska wolta i popisowy warsztat bez potrzeby wykorzystania (jak to bywa u innych) charakteryzacji. Stan gra żywiołowo, jest charyzmatyczny i przebiegły. Uwodzi, wabi, ale też pozwala widzom rozpracować charakter postaci. Fresh to gra na emocjach, dyskusje w trakcie, nadzieje na różne rozwiązania fabularne. Kompletny i bez nachalnych zagrywek prezentuje hardy odłam kinowego feminizmu.

Patryk Karwowki

Czas trwania: 114 min
Gatunek: thriller
Reżyseria: Mimi Cave
Scenariusz: Lauryn Kahn
Obsada: Daisy Edgar-Jones, Sebastian Stan, Jonica T. Gibbs, Charlotte Le Bon, Andrea Bang, Dayo Okeniyi
Zdjęcia: Paweł Pogorzelski
Muzyka: Alex Somers

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?