Zaczyna się od gniewu, a kończy rewolucją. Zaczyna się tak na okupowanych terenach, w reżimie lub w kraju z opresyjnym systemem. Dociskanie, skrajne warunki, bieda, represyjny aparat. Ludzie w końcu wybuchną, iskra doprowadzi do pożaru, a obecnie panujący muszą uciekać z dachu swojego pałacu śmigłowcem. Dzieci rewolucji mają różne imiona, a taki jeden, którego losom będziemy mogli się przyjrzeć to Cassian Andor.
Andor ma szansę (według mnie) połączyć epicki wymiar Gwiezdnych Wojen z czymś bardzo ludzkim, wspomnianym na początku. W sumie zawsze chodziło o to samo – zaczyna się od gniewu, przechodzi przez nadzieję (nawet jeżeli jest to nowa nadzieja), a później ogień rewolucji trawi oprawcę. W trzech odcinkach nowego serialu, dokładnie, głównie dzięki niespiesznej narracji, obserwujemy zalążek buntu. Widzimy go w oczach Cassiana, w nastawieniu społeczności i zrozumiemy (również dzięki wcześniejszym wydarzeniom) skąd ten pożar. Twórcy serialu Andor, który jest prequelem filmu Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie postawili na podobny nastrój jak w produkcji z 2016 roku. Tu chodzi o poczucie beznadziei, która towarzyszy mieszkańcom uciskanym przez imperium. Ten sam niespieszny styl kreowania świata (to bezsprzecznie te „poważne” Gwiezdne Wojny) i uwarunkowań powoduje, że już w trzech odcinkach możemy odpowiednio poczuć świat i zrozumieć protagonistów. Jednak również antagoniści i samo imperium przedstawione jest w dość specyficzny sposób. Zblazowani żołnierze, niekompetentni przełożeni, coś zdecydowanie nie gra w strukturach. Widać to już na przykładzie oddziału, który rusza w poszukiwaniu Cassiana. Żołnierze nie są zbytnio zmotywowani, krewki sierżant jest wprawdzie oddany ideologii, ale nic więcej. To nie wystarczy, by zatrzymać kogoś wściekłego i zdeterminowanego.
Wspaniałe czasy dla fanów Gwiezdnych Wojen trwają już od dawna. Kiedyś musieli czekać na kolejną odsłonę swojej ukochanej serii po kilka lat, później czas ten zdecydowanie się skrócił, a teraz… Teraz mamy erę streamingu, galopującej produkcji, ale w tym wszystkim jakość produkcji z tego uniwersum wciąż stoi na wysokim poziomie. Można bowiem narzekać na kolejne części, remaki, spin-offy i na same scenariusze. Nie powinno się jednak narzekać na wspomnianą jakość. Andor na ten przykład wygląda jak film kinowy, a możemy go oglądać co tydzień. Wcześniejszy The Mandalorian i kolejne tytuły to również najwyższa półka. Tutaj nie ma się do czego przyczepić. Świat jest pełny, scenografia dopieszczona, efekty i charakteryzacja taka, że fani powinni być usatysfakcjonowani. I ta historia wciąga pomimo tego, że finał przecież znamy. 8/10
Patryk Karwowski