Nie zawsze więcej, mocniej, głośniej daje dobre rezultaty. Pierwszy sezon Zbrodni po sąsiedzku to było coś innego, nowego, dość nowatorskiego. Uszyty na miarę kryminał okazał się wspaniałą telewizyjną zabawą w kotka i myszkę, inteligentnym i zabawnym ’ whodunit”. I w zasadzie taki sam, teoretycznie, jest sezon drugi. Ponownie mamy zbrodnię, znaną nam trójkę głównych bohaterów, ponownie stojącą na najwyższym poziomie realizację. A jednak twórcy postanowili, niepotrzebnie moim zdaniem, dodatkowo uatrakcyjnić całość. Wplątane zostały w intrygę kolejne osoby, dodano kilka wątków, a na prostej konstrukcyjnej nitce jest teraz nie kilka, a kilkanaście supełków. I ja się na tych supełkach potknąłem, pogubiłem się, a przez to straciłem (choć nie całkiem na szczęście) zainteresowanie.
Zbrodnie po sąsiedzku ze swoim drugim sezonem zaczynają się dokładnie w tym miejscu, w którym pożegnaliśmy się z mieszkańcami apartamentowca Arconia. Cliffhanger zadziałał ze zdwojoną siła, wśród głównych podejrzanych stojących za morderstwem Bunny Folger jest Marbel (Selena Gomez). Nie ma więc żadnego widocznego przestoju w akcji pomiędzy sezonami, wydarzenia rozgrywają się w ciągu, chociaż rzecz jasna przerwa pomiędzy zdjęciami była. To wszystko trzeba zapisać na plus, chociaż mnogość dorzuconych wątków i atrakcji potrafi wytrącić z rytmu.
To, co powinno rzeczywiście uatrakcyjnić wprowadza niepotrzebne zamieszanie w kryminalnym gatunku. Co gorsza, dokooptowane są nowe postaci, które służą tylko temu, by jeszcze bardziej zakręcić kołem tajemnic. I tak wyskakuje znienacka Lucy, nastolatka, córka byłej partnerki Charlesa (Steve Martin), która pojawia się głównie po to, by zostać przewodnikiem po sieci tuneli rozciągających się pomiędzy apartamentami w Arconii. Tania zagrywka, a jest ich jeszcze kilka, choć kolejnych nie zdradzę. Dość napisać, że drugi sezon jest przekombinowany, jednak poszczególne elementy z realizacji niezmiennie ratują produkcje. I tak możemy zachwycać się wspaniałymi scenografiami, dobranymi kostiumami, czy samym nowojorskim duchem, który sprawia, że tak jak w przypadku pierwszej serii, również i teraz mamy przeświadczenie, iż obcujemy z serialem lepszym, bardziej eleganckim. Ponownie zagrała chemia między trójką głównych bohaterów i chemii tej nie zepsuły postaci, które wszak próbowały to zrobić (to te pomysły producentów, by uatrakcyjnić całość). Humor wciąż działa, komedia pomyłek to kolejny atut. Mamy kilka gwiazd jak Amy Schumer czy Shirley MacLaine, ale bardziej cieszy to, że swój antenowy czas dostali aktorzy, którzy byli tylko tłem w sezonie pierwszym. To rzecz jasna zwiększa krąg podejrzanych, wprowadza nie lada zamęt, ale mimo wszystko to zarazem bardzo fajne, że tak dużo aktorów mogło dostać większe role i większe znaczenie dla Zbrodni po sąsiedzku. Wspomniany zamęt obniża ocenę, ale rozwiązanie w finale i kolejny klasyczny cliffhanger sprawia, że chce się czekać na sezon trzeci, który jest już zamówiony. A ponieważ co za dużo to niezdrowo, radzę, by trzeci był również ostatnim.
Gatunek: komedia, kryminał
Twórca: Steve Martin, John Hoffman
Reżyseria: Jude Weng, John Hoffman, Cherien Dabis, Chris Teague, Jamie Babbit
Scenariusz: John Hoffman, Kirker Butler, Ben Smith, Kristin Newman, Matteo Borghese, Rob Turbovsky
Obsada: Steve Martin, Martin Short, Selena Gomez, Aaron Dominguez, Amy Ryan, Cara Delevingne
Zdjęcia: Dagmar Weaver-Madsen, Chris Teague
Muzyka: Siddhartha Khosla