Predator: Prey to kino akcji, ale fakt, że główną bohaterką jest kobieta nie czyni go również z marszu kinem feministycznym. Tym razem nie chodzi tylko o kobietę, a o sztukę wojny i konflikt jako taki. Nanu (Amber Midthunder) z plemienia Komanczów zrozumiała dość szybko, że nie siła fizyczna czyni z niej groźnego przeciwnika na polu walki (na tym konkretnym polu walki), a spryt i inteligencja. Zrozumieli to nieco później major Alan „Dutch” Schaefer (Arnold Schwarzenegger) i porucznik Mike Harrigan (Danny Glover) z Predatora 2. Owszem, tężyzna fizyczna i siła ognia może się przydać w walce z niedźwiedziem, ale nie z obcą formą życia, Predatorem. Podstawą sukcesu zawsze jest stwierdzenie, któremu początek dał Dutch, a potwierdzone zostało przez jednego z Komanczów, że „If it can bleed, we can kill it.”. To prawda, bo do tego sprowadza się cała walka i u podstaw tego stwierdzenia leży nadzieja protagonistów na zwycięstwo.
Predator: Prey jest nastawiony na akcję, dogadzanie widzom, a przy tym jest niezwykle solidnie zrealizowany. Film używa wprawdzie kultowej marki i wskrzesza (po raz kolejny) franczyzę, ale jest na tyle osobnym utworem, że mógłby po prawdzie wybrać antagonistę z dowolnego bestiariusza. Wybór padł na Predatora, kosmicznego łowcę trofeów, którego niecne występki podglądamy w kinie od 1987 roku kiedy to John McTiernan stworzył kino kompletne. Predator łapał się w schemat nurtu 'men on a mission’, ale wyznaczał również nową jakość w gatunku kina akcji. Losy Predatora jako franczyzy były różne i wybaczcie, ale ja nie stanę u boku hejterów, którzy wystawiają tylko negatywne opinie ostatniej filmowej odsłonie. Wprawdzie nie podobał mi się finał, ale na filmie z 2018 roku bawiłem się nieźle, mając jednak na uwadze, że to przede wszystkim klasyczny buddy movie w wykonaniu Shane’a Blacka, którego właśnie 'kino kumpelskie’ jest główną domeną. Predatora więc było mało, kumpli całkiem sporo. A Predator: Prey? To powrót do korzeni pod każdym względem, w tym tym najważniejszym, bo obraz opisuje rasę łowcy jako kolekcjonera trofeów, który kieruje się niezmiennie jedną zasadą, sprawdzania się w walce. Możliwe, że robi to rekreacyjnie, a możliwe, że podobnie jak główna bohaterka Prey, wojowniczka z plemienia Komanczów próbuje coś udowodnić.
Jestem wielkim fanem pierwszego filmu Dan Trachtenberga, Cloverfield Lane 10, uważam, że była to hybryda doskonała, a finał był genialny. Dan Trachtenberg tym razem nie zaskakuje, nie stawia na twisty i nie wywraca kina na lewą stronę. Dan Trachtenberg jest przede wszystkim solidny, tak jak John McTiernan w 1987 roku. Akcja postępuje do przodu z takim tempem, że widz nie powinien narzekać na nudę, a i atrakcji jest tu całkiem sporo. Przemyślane sceny, świetna choreografia i pomysły na wykończenie starć z Predatorem. Jaki jest natomiast jeden z moich ulubionych filmowych antagonistów? Jest brutalny, ciągle szuka wyzwań, ale przejawia również wyraźne skłonności sadystyczne. Nie wykończy przeciwnika ot tak, a raczej zamorduje w „widowiskowy” sposób, niekoniecznie najszybszy. Jasne, Predator to wojownik, ale ciągle gubi go ta sama przypadłość, łatwo go skusić. Jako prequel Predator: Prey spełnia pokładane w nim nadzieje, rozwija uniwersum, może być kontynuowany. Dziki Zachód, średniowiecze, czemu nie? Przecież ta opowieść jest uniwersalna, a i samo kino akcji w tym ujęciu jest dość pojemne. To się nie nudzi, bo zawsze chodzi o dobre sceny, charyzmę, ikrę, sumienne wykonanie. A, że niektórym widzom nie pasuje nieco sterylny charakter, charakteryzacja Komanczów, nieco zbyt „współczesny” wygląd Nanu? Nie można mieć wszystkiego. Być może Predator: Prey zyskałby jeszcze więcej, gdyby zdecydowano się na bardziej chropawą realizację, mroczną i przygnębiającą. Produkcja zyskałaby wtedy kilku więcej fanów, ale i kilku od tytułu by się odbiło. Moim zdaniem Dan Trachtenberg wybrał złoty środek na pogodzenie kontekstu historycznego, przedstawienie realiów i zamknięcie całości w porządnym widowisku akcji.
Czas trwania: 99 min
Gatunek: akcja, sci-fi
Reżyseria: Dan Trachtenberg
Scenariusz: Patrick Aison
Obsada: Amber Midthunder, Dakota Beavers, Dane DiLiegro, Stormee Kipp, Michelle Thrush
Zdjęcia: Jeff Cutter
Muzyka: Sarah Schachner