Literacko jest to co najmniej dobra rzecz, ale najbardziej intrygujący w Czarnej ambrozji jest koncept. Otóż Elizabeth Engstrom w swojej debiutanckiej powieści z 1986 roku opisuje drogę nastoletniej dziewczyny przez wszystkie „fazy” przeobrażenia się w wampira. I gdzie tutaj oryginalność? Przecież o wampirach wiemy już wszystko, tak pomyślicie. Otóż Engstrom przyrównuje wampiryzm i samo „wejście” w tę sytuację do czegoś w rodzaju wyboru życiowej drogi. Wiek nastoletni to kawał mordęgi, a dla przeżywającego ten stan to ciągła kanonada różnorakich nastrojów. Nastolatek szuka, dowiaduje się co chwila nowych rzeczy o sobie, o swoim ciele, również eksperymentuje. Geneza przeobrażenia się obejmuje jedno wydarzenie, napaść na nastoletnią Angeline Watson, która jest w drodze od dłuższego czasu. Straciła matkę, z ojczymem nie chciała mieszkać, zawsze była wycofana. Miała swój świat, tak to się przecież najczęściej opisuje. I z tym swoim światem została włóczęgą. Jeździła autostopem, przemierzała kraj wszerz i wzdłuż, łapała okazje, drobne fuchy, ale szczęście nie może trwać wiecznie i wszystkie niebezpieczeństwa, które zwykle ją omijały, w końcu uderzyły ze zdwojoną siłą.
Dwójka pijanych mężczyzn chciała zabawić się jej kosztem, a Angelina przeciwstawiła się im w możliwie najbardziej brutalny sposób. Otworzyła furtkę, posmakowała krwi, wkroczyła na ścieżkę zarezerwowaną dla nielicznych. Nie było więc żadnego księcia ciemności, rytuałów, wcześniejszego ukąszenia. Angelina sama o tym zdecydowała, a każdy jej następny krok tylko ją pogrążał. Pogrążał? Czy aby na pewno? Elizabeth Engstrom opisuje los Angeliny z jej perspektywy, a antybohaterka (bezsprzecznie, w całej rozciągłości anty) w Czarnej ambrozji prowadzi coś na kształt pamiętnika. Nie tylko, bo jej droga jest przerywana relacjami świadków, osób, które miały z nią styczność, które to relacje dotyczą później już tylko jednej osoby, mężczyzny, który ją ściga.
To nie koniec interesujących rzeczy, które stawiają tę konkretną literaturę wampiryczną w nieco innym położeniu. Wampiryzm Angeliny jest odarty z wszelkich cech romantycznych. Umówmy się bowiem, że bycie wampirem jest w jakimś stopniu kuszące i każdy chociaż przez chwilę, jeżeli byłoby to możliwe, mógłby się zastanowić nad takim wyborem. Jednak w Czarnej ambrozji nie mamy żadnych komnat, seksualnych orgii i potężnych sił zarezerwowanych dla wampira. Angelina cierpi (ale nie żal nam jej, no może trochę na początku), a walka z potrzebą zaspokojenia głodu to jak nic odcień narkomanii. Każdy zaś następny krok to schemat znany z historii o uzależnieniach (i próbach wyjścia na prostą). Angelina śpi w podłych miejscach, nie pogardzi kontenerem na śmieci, byle zaznać ciemności. Gdy już całkowicie się przemieni stanie się prawdziwym potworem, takim, którego czyny zasługują na całkowite potępienie, bo dla wampira największą podnietą jest przecież zasmakowanie krwi najbardziej niewinnych.
Czarna ambrozja to dość specyficzna literatura (ale też bardzo gęsta), niekiedy czuć tu nieokrzesany warsztat, a niektóre postaci zdecydowanie zasługują na rozwinięcie. Przez to też trudno uwierzyć w niektóre decyzje, jak chociażby w pościg faceta, którego związek z Angeliną był tak wątło naświetlony. Ale Elizabeth Engstrom dała czytelnikom coś jeszcze. Klimat podróży, wyobcowania i ucieczki jest tu bardzo wyraźny i namacalny. Czujemy potrzebę wyjścia na zewnątrz, rzucenia się w niezależność, odrębność, wolność. Tak to się wszystko zaczęło z Angeliną, która chciała po prostu skosztować przygody na trasie, być niezależną, z dala od nakazów. Posmakowała za dużo, a później za często.
Tłumaczenie: Lesław Haliński
Ilość stron: 357
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Vesper
Format: 140 x 205 mm