Pies

Uroczy i potrzebny. Czy chcielibyśmy innego finału, niż ten który przewidzieliśmy wszyscy na początku filmu? Nie. Pies za którego reżyserię odpowiedzialny jest Reid Carolin i aktor Channing Tatum poszedł utartą ścieżką jeżeli chodzi o szkielet fabuły. Gdy na początku dowiadujemy się, że były wojskowy ma przewieźć niesfornego psa z punktu A do B, a na końcu drogi trzeba będzie go uśpić, wiemy doskonale jak to się skończy. Zresztą filmy sprzed kilku dekad, buddy-movie osadzone na podobnych filarach jak K-9, czy Turner i Hooch dążyły do tego samego. Najlepszy przyjaciel człowieka jakim by nie był na początku utrapieniem, na końcu zawsze okazywał się właśnie tym najlepszym, co spotkało bohatera. Nie ma więc grzechu w tym happy-endzie, jest nawet wskazany i nikt nie wybaczyłby twórcom odejścia od sztampy.

Temat jest jednak całkiem oryginalny i rzadko prezentowany w kinie. Punktem zaczepnym jest zespół stresu pourazowego, czyli PTSD, który wprawdzie dość często jest tłem dla filmowych fabuł, ale tym razem w punkcie centralnym jest zasłużony pies weteran. Jackson Briggs, były ranger stanowi natomiast koło zamachowe dla fabuły. Jak wielu mu podobnych Briggs nie może zapomnieć o walce. Ucieka pewnie trochę od innych problemów, złych decyzji, kilku spieprzonych życiowych okazji. Wojsko to odskocznia, adrenalina, uzależnienie. Chce wrócić, bo nic innego już nie potrafi robić. W czasie pokoju się nudzi, bierze się za słabo płatne fuchy, tkwi w miejscu. Ta stagnacja i powracające złe wspomnienia to jego codzienne życie. Jest zdiagnozowany jako żołnierz, który na front nie powinien wracać, ale wojsko daje mu szansę. Musi tylko przewieźć psa.

Pies natomiast przeżył niejedno, uratował niejednego. Zbliża się kres jego służby, jeszcze jedna podróż na pogrzeb swojego ludzkiego przyjaciela i pora spocząć. Ten konkretny pies przeznaczony jest do uśpienia, bo nikt nie będzie chciał przyjąć do domowego ogniska belgijskiego owczarka, który jest niespokojny, agresywny i obarczony traumami z wydarzeń z frontu. Większą część życia spędził na służbie, pod ogniem karabinów, wśród wybuchów. Człowiek rzadko radzi sobie w bitwie z takimi sytuacjami, a pies, ze swoimi zmysłami, tym bardziej. Nikt się jednak nie przejmuje psią niedolą, bo gros środków przeznaczonych jest na wyciąganie z opresji poturbowanych żołnierzy. Scenarzyści próbują zrównać problem, bo przecież zarówno pies jak i człowiek mogą w podobny sposób przeżywać dramatyczne chwile w swoim życiu. I tutaj tkwi największa zaleta filmu, w empatycznym podejściu do tematu straumatyzowanego zwierzęcia. Oczywiście filmowo mogłoby być to niejadalne, gdyby tylko i wyłącznie poświęcić 100% czasu psu, więc na tej gatunkowej wadze oprócz kina drogi i dramatu postawiona została komedia, która zagrała najgorzej. Lubię Channing Tatuma. bo zawsze sprawia wrażenie sympatycznego chłopa, a gdy weźmie się pod uwagę, że jest to niejako jego projekt i zdamy sobie sprawę, że w związku z tym los zwierząt bardzo leży mu na sercu, aktor, a tutaj również reżyser, zdobywa kolejne punkty. Kino jednak rządzi się swoimi prawami i gdy do głosu dochodzi producent, wszystko tonie na mieliźnie. Komedia jest słaba, gagi z rzędu tych ogranych nie wywołują już takiego uśmiechu jak kiedyś, ale z drugiej strony, za każdym napadem szału Lulu (nasza poczciwa psina) kryją się demony i gdy spojrzymy na to z tej strony, całość nabierze innych barw.

Lulu stanowi więc o idei powstania tego filmowego obrazu. Ku pamięci poległych i ku pamięci tych, którzy wrócili, chociaż myślami pozostali w zarzewiu wojny. Dobrze się stało, że film powstał, nawet jeśli jest kolejnym podobnym do innych.
Patryk Karwowski

Czas trwania: 101 min
Gatunek: dramat, komedia
Reżyseria: Reid Carolin, Channing Tatum
Scenariusz: Reid Carolin
Obsada: Channing Tatum, Jane Adams, Kevin Nash, Q’orianka Kilcher, Ethan Suplee, Emmy Raver-Lampman, Nicole LaLiberte
Zdjęcia: Newton Thomas Sigel
Muzyka: Thomas Newman

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?