Większość widzów zna zapewne mistrzowski film Palacz zwłok z 1969 roku w reżyserii Juraja Herza, który jest ekranizacją powieści Ladislava Fuksa. Nie wszyscy jednak odnotowali, że nad powieścią Fuksa pochylił się również Wojciech Wiszniewski (to jedna z ostatnich prac polskiego reżysera, który zmarł nagle w wieku 35 lat). Premiera spektaklu telewizyjnego Palacz zwłok odbyła się w 1981 roku. W tytułowego palacza zwłok, Karla Kopfiringela, pracownika miejskiego krematorium wcielił się Franciszek Trzeciak. Akcja rozgrywa się pod koniec lat 30. w Czechosłowacji, w gazetach już piszą o „wcieleniu państwa w granice Niemiec”. Część znajomych Karla poczuła wiatr w żaglach. Oto będzie można w końcu oczyścić naród.
Życiowi frustraci i nieudacznicy z zerową empatią w końcu poczują, że coś się dzieję, coś ważnego i istotnego dla świata. Jako rzecze wódz, tak będzie. A Karl jest tylko skromnym palaczem, kocha swoją żonę i dzieci. Nie bardzo zna się na polityce, ale jak się okazuje, chętnie skorzysta z owoców zrywanych przez władzę. Dobrze mu się żyło, ale przecież może być jeszcze lepiej. Trzeba tylko wyplenić to robactwo. Jednak Palacz zwłok nie jest taki prosty jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Wiszniewski, a wcześniej rzecz jasna Fuks nie mówi wprost o istocie zła, a raczej o kiełkowaniu, o jego narodzinach i o tym, że w konkretnych warunkach można zmienić każdego w bestię. Ważne jest więc nie tylko to, by nie wchodzić do pokoju okrucieństwa, ale bardziej istotne jest to, żeby nawet nie przestępować progu, nawet nie zaglądać. Tam będzie tylko cierpienie i ból, a Karl dostanie dokładnie to, co dostaje każdy kto skusi się, by wgryźć się w paskudne owoce nazizmu. Dostanie przaśny kabaret, suto zastawiony stół, krew i śmierć narodów. Nazizm jest podły, szkalowanie ludzi ze względu na narodowość jest czymś najgorszym, nikczemnym i nie można otwierać się na żadną dyskusję o zbawiennym wpływie narodowców. Dyskusję się ucina i zgniata w zarodku, a każda osoba dopuszczona do głoszenia takich tez powinna być napiętnowana i skreślona z życia publicznego.
Karl dopuścił do głosu „przyjaciela”, który zaczął się wić pod jego czaszką, rozsiewał zło, obsadzał plony parszywymi doktrynami, aż uczynił z Karla istotę najgorszą. I to pokazał w dobitny sposób na deskach telewizyjnego studia Wiszniewski, a pod jego partyturą genialny Trzeciak. Wiszniewski swój spektakl telewizyjny poddaje prawidłom kina zaangażowanego ubranego w niezwykle sugestywną formę. Wyszedł z tego spektakl charakterny, w wykonaniu zaś halucynogenny. Kamera zagląda głęboko nie tylko w spojrzenia poszczególnych postaci, ale przeziera na wskroś ich dusz, a nadaje to nieco surrealistyczny ton całości. Przez to widać również te momenty, gdy Karl z poczciwego, choć nieco osobliwego pracownika krematorium, raczkującego filozofa zamienia się w pełnokrwistego nazistę. Liznął zło i zmanipulowany, poddał się szerzeniu ideologii zła totalnego. Palacz zwłok jest oczywiście przerażający, bo pokazuje ludzi, którzy się poddają, nie nazywają rzeczy po imieniu, są niebezpiecznie elastyczni przy naginaniu swoich zasad moralnych do momentu, gdy zasady te, o ile jakieś były, spływają rynsztokiem. Karl staje się zbrodniarzem, a rozmowa z „władzami” organizacji, które są już zbratane z nazistami jest punktem kulminacyjnym sztuki. A więc można by przecież te krematoria wykorzystać na szerszą skalę, prawda Karl?
Czas trwania: 57 min
Gatunek: dramat, teatr telewizji
Reżyseria: Wojciech Wiszniewski
Scenariusz: Wojciech Wiszniewski
Obsada: Franciszek Trzeciak, Wirgiliusz Gryń, Barbara Dziekan, Zofia Tomaszewska
Zdjęcia: Wojciech Król
Muzyka: Teresa Krzyżanowska