„Pierwszy policjant, jakiego spotkałem, był nieogolony. Drugi nosił złachany mundur, u którego brakowało kilka guzików. Trzeci stał na środku głównego skrzyżowania w mieście – Broadway z Union Street – i kierował ruchem, nie wyjmując cygara z ust. Przestałem więc zwracać uwagę na policjantów..”
Pracownik Kontynentalnej Agencji Detektywistycznej z wydziału San Francisco dociera do Personville, przechrzczonego przez większość mieszkańców na Poisonville. Detektyw bierze zlecenie, ma oczyścić miasto ze zbrodni. Ma wyeliminować korupcję, złodziei, morderców, całe zło, które spływa po ulicach i budynkach. Ale z robotą w Poisonville jest jak z tą huśtawką na placu zabaw, której zakręca się łańcuch, a później puszcza. Gdy na niej siedzisz, finał takiej zabawy jest trudny do przewidzenia (szczególnie gdy ktoś stoi bardzo blisko), a nasz detektyw jest w centrum wydarzeń, gdy rozkręca się spirala przemocy. Detektyw używa forteli, podstępów, nasyła jednych na drugich. Stoi gdzieś pośrodku, wystawia się na ogień i jak sam w przypływie szczerości mówi „zamienia się w krwiożerczego dzikusa”.
Samuel Dashiell Hammett zaaplikował czytelnikom w 1929 roku pigułkę, która na zawsze zmieni oblicze gatunku. Hammett, który nazywany jest ojcem czarnego kryminału stworzył podwaliny, wykreował klimat, był tym czarodziejem, który wprawił w ruch całą machinę. To tutaj, w Krwawym żniwie mamy pełnokrwistego zblazowanego co nieco detektywa i całą menażerię, która aż do dzisiaj bawi nas w kryminałach, czy to na kartach powieści, czy też w kinie. Niejeden filmowiec czy pisarz zaciągnął u Hammetta spory dług, a powieścią inspirował się sam Kurosawa kręcąc swoją Straż przyboczną w 1961 roku. Bandyci, którzy bez chwili wahania wyciągają spluwę i strzelają w twarz przeciwnikowi, kanciarze, femme fatale (jakże pociągająca, pewna siebie, a nawet wulgarna), gliniarz z cygarem, biznesmen, który sądzi, że trzęsie miastem. Jest tu wszystko włącznie z elementami akcji, które tak często oglądaliśmy w filmach. Pościgi, strzelaniny, egzekucje, przesłuchania, śledzenie, przeszukiwanie, rozwiązywanie zagadek, w końcu zawiłe intrygi. Sama intryga u Hammetta jest zresztą tak zawiła, że ja osobiście mocno się w niej pogubiłem. Byłem zresztą jak niejedna postać w Krwawym żniwie, której detektyw próbował wyjaśnić swój plan działania, zdać raport, a postać ta, zbita z tropu stała rozdziawiając usta i próbując poskładać sobie wszystko w myślach.
Nic to, Krwawe żniwo to przede wszystkim świetna atmosfera i pióro Hammetta, który na każdej stronie sprzedaje esencję noir. Teksty Hammetta to, pisząc popularnym językiem, czyste złoto emanujące silnym blaskiem. Te krótkie spostrzeżenia detektywa, niektóre komentarze czy też po prostu opisy miejsc, sytuacji i ludzi zamykają drogę do dyskusji, bo są ostateczne. Literackie one-linery kreują atmosferę, nadają dusznego charakteru, wypełniają Krwawe żniwo czymś niezwykle gęstym i nieco, mimo wszystko, komiksowym. Natężenie akcji i wydarzeń jest niemal komiczne, bo przy krótkiej objętości trup ściele się tak gęsto, że aktów zgonów można by wystawić na pokaźny księgozbiór. Jednak i to wpisuje się doskonale w klimat historii, a jak się ostatecznie okazało było potrzebne by stworzyć podwaliny czarnego kryminału, który po dziś dzień istnieje i ma się dobrze
Autor: Dashiell Hammett
Tłumaczenie: Paweł Lipszyc
Ilość stron: 224
Oprawa: broszurowa ze skrzydełkami
Wydawnictwo: Świat Książki
Format: 125×200 mm