Intryguje, potrafi wprowadzić w błąd, po seansie pozostawia z pytaniami. Kino firmowane przez Jane Campion, to kino, przy którym wypada się skupić, ale też kino, które dostarcza wielu emocji. Psie pazury są przede wszystkim bardzo pojemne i nawet teraz, pisząc ten tekst, wciąż myślę o poszczególnych wątkach, postaciach, finale. Na początku sądziłem, że jest to western pokazujący głównie zderzenie dwóch światów. Owszem, jest tak, ale ostatecznie wszystko służy temu, by zwodzić nas jak najdłużej.
Podczas gdy George Burbank (Jesse Plemons) najchętniej zsiadłby już z konia (nie do końca może, bo jest ranczerem i współwłaścicielem ogromnego majątku) i już zawsze podróżował automobilem, Phil (Benedict Cumberbatch), jego brat, ani myśli porzucić profesji książkowego kowboja. To też kowboj, który nie przyjmuje do wiadomości informacji, że świat się zmienia i nie przyjmuje też do wiadomości, że brat, być może zmęczony, chciałby już czegoś innego od życia. Swój Dziki Zachód Phil wnosi z buciorami do eleganckiego domu, siada z tym samym Dzikim Zachodem przy stole, wypełnia nim każdą wolną chwilę. I rzeczywiście można sądzić, że to właśnie zderzenie stanowi o myśli przewodniej seansu. Nic bardziej mylnego, bo Psie pazury to film zagadka, a poszczególne puzzle tej układanki i próba uchwycenia całego obrazu jest fantastycznie zajmująca.
Gdy więc historia o kowboju i próbującym się ucywilizować bracie wypełnia percepcję widza, wnet do naszych umysłów, Jane Campion dokłada elementy z zupełnie innej ilustracji. Brat Phila zwiąże się z Rosie (Kirsten Dunst) kobietą, która samotnie wychowuje syna, introwertyka, który na farmie chodzi w białych tenisówkach i wyprasowanych jeansach. Phil widzi w kobiecie intrygantkę, która czyha na fortunę, a syna określa dosadnym określeniem „ciota”. To nowa zagadka, nowe elementy konstrukcji i nowy temat przewodni, bo wnet fabuła obiera inny kierunek. Czy aby na pewno? Ostatecznie mam wrażenie że wszystko łączy się przy tłumieniu emocji każdego z bohaterów, a najwięcej dzieje się tam, gdzie nie mamy szansy spojrzeć. Wniosek po seansie mam wszak jeden. Dziki Zachód miał prostsze zasady, trzeba było wyjąć rewolwer i strzelić. Phil nie jest gotowy ani na nadejście nowego świtu, ani na uczucia, które nim targają i których nie rozumie. Potrzebowałby z pewnością więcej czasu by dojrzeć kilka spraw. I na pewno nie jest gotowy na nowe zasady walki i nowe zagrożenia, które nadejdą bardzo szybko. Przegrają ci, którzy się nie dostosują, nie zmienią, będą próbowali za wszelką ceną pozostać barbarzyńcami. Nowa era, świat nauki i cywilizacja zawsze wyprze troglodytów. Jest w tym też pewna niesprawiedliwość, bo dojrzewanie na Dzikim Zachodzie przy akompaniamencie rozbuchanych nieokreślonych jeszcze żądzy to trudna sprawa i zrozumienie kilku spraw wymagałoby czasu i cierpliwości.
Tak, Jane Campion stworzyła tu ogromne napięcie (muzyka wydziera z widza resztki spokoju), zadała sobie wiele trudu by bohaterowie nie zdradzili się z motywami przed widzem, wykończyła swój dramat bardzo subtelnie. Tu każdy ma tajemnice i każda z tych tajemnic pozostanie nieodkryta. To od widza i jego domysłów oraz podejrzeń zależy, który trop podejmie i który wątek stanie się tym głównym. Bohaterowie u Jane Campion grają podwójne role. jedną dla nas widzów, jako aktorzy i drugą dla swoich partnerów w filmowym świecie.
Jane Campion stworzyła dzieło nietuzinkowe, pisane zupełnie inaczej, malowane farbami, które, gdy spojrzysz na płótno inaczej, to przybiera inną barwę i nabiera nowego znaczenia. Wspaniały film, jeden z lepszych w tym roku, doskonale zagrany na różnych nutach i różnych instrumentach przez każdego z aktorów. Oklaski.
Czas trwania: 108 min
Gatunek: western
Reżyseria: Jane Campion
Scenariusz: Jane Campion, Thomas Savage
Obsada: Benedict Cumberbatch, Jesse Plemons, Kodi Smit-McPhee, Kirsten Dunst, Sean Keenan
Zdjęcia: Ari Wegner
Muzyka: Jonny Greenwood