Znajdzie się tu jeszcze miejsce na pisanie o powieści McMurtry’ego jako o literaturze niezwykłej, gdzie autor utrzymał najwyższy poziom pisania przez wszystkie 800 stron z okładem. To epickie arcydzieło, ale też western totalny, w którym czytelnik znajdzie wszystko to, z czym kojarzy mu się gatunek. Warto jednak zacząć pisać o Na południe od Brazos od innej rzeczy. Co tego rodzaju literatura robi z czytelnikiem? Otóż Larry McMurtry rozbudza pasję i miłość do gatunku, ale też wrzuca nas w czas, kiedy bawiliśmy się w kowbojów i Indian. Jeżeli natomiast nigdy takich zabaw nie mieliśmy, to z pewnością teraz, po przeczytaniu, bardzo tego żałujemy. Na południe od Brazos łączy w sobie literaturę bardzo wysoką i niebywałe jest jednocześnie to, jak autor z żelazną konsekwencją rozpala w nas ciekawość przez cały ten szmat czasu. Nie ukrywajmy, rozległy materiał powieści może nieco przerażać, ale bez obaw, przez przygody Kapeluszników z Teksasu przebrniemy szybciej niż oni sami ze swojej mieściny nad rzeką Brazos do Montany.
McMurtry bardzo solidnie zbudował fundamenty swojej powieści. Stworzył bohaterów i ich osobiste historie. Każdy ma swoją przeszłość, plany, inną motywację. W Na południe od Brazos dostajemy opowieść wielowątkową, ale struktura narracyjna książki jest bardzo klasyczna. Retrospekcje służą tylko krótkim wtrętom na temat czasów przeszłych, ale fabularne nitki rozwijają się wokół jednej podróży. McMurtry co jakiś czas rozwija kolejne kłębki, jednak wszystko swoim rytmem podąża do Montany. Owszem, wątki się przeplatają, urywają, bo to przecież Dziki Zachód, więc niebezpieczeństw jest w brud, ale pamiętając, że „świat jest mały” niejedna postać, głównie przez szczęśliwy traf, odnajdzie, spotka, rozpozna dawno niewidzianego znajomego lub przyjaciela gdzieś w środku Teksasu, dokładnie pośród niczego. McMurtry przedstawił okrutny czas, miejsca i ludzi, ale przelał tyle empatii w bohaterów, albo raczej z taką empatią ich wykreował, że nie sposób nie polubić nawet tych, którzy są w pokazywaniu uczuć oszczędni. A mamy z kogo wybierać! Cała historia krąży wokół spędu bydła z Teksasu do Montany, bo gdy do kapitana Augustusa McCrae i kapitana Woodrow Calla z Przedsiębiorstwa Handlu Bydłem wraca po dziesięciu latach „syn marnotrawny” Jake Spoon (dawny kompan), ten roztacza przed mężczyznami wizję wspaniałej Montany. Wystarczy pojechać i zagarnąć dla siebie ziemię. Augustus niechętnie się zgadza, ale ostatecznie przystaje na pomysł tylko ze względu na kolejną, być może ostatnią, przygodę. Call natomiast zapala się na pomysł konkretnie, bo dla niego to przede wszystkim praca, a wegetacja na pograniczu Meksyku staje się już dla niego nieznośna. Ruszają w podróż.
Zależy mi na tym, żeby „sprzedać” Wam powieść McMurtry’ego właśnie jako powieść „pełną” i „kompletną” jeżeli chodzi o los człowieka i jego wybory, lub też taką, która nosi w sobie najlepsze elementy z literackich utworów. Ta przygoda i klasyczne atrybuty westernu to tylko, albo „aż” (nie ma w tym nic złego, jeżeli czytelnik będzie bawił się przy książce traktując ją tylko i wyłącznie jako właśnie rozrywkę) obwoluta Na południe od Brazos. Geniusz McMurtry’ego polega na tym, że akcja wypełniona jest treściami na tyle głębokimi, a rysy psychologiczne postaci i uwarunkowania dotyczące zależności między bohaterami są przedstawione z taką wrażliwością, że wypada na Na południe od Brazos spojrzeć z każdej możliwej strony. Drogę do Montany w książce trzeba traktować nie tylko jako tą obfitującą w różnorakie zdarzenia (gwałtowne, mrożące krew w żyłach, komiczne, romantyczne), ale też jako podróż inicjacyjną, czy też przede wszystkim jako taką, która zmieni każdego jej uczestnika, a ja mam nadzieję, że także po trosze samego czytelnika. Niebanalna, przejmująca ,wzruszająca historia o dorastaniu młodego Newta, o różnie pojmowanej męskości, wielkich (i tych mniejszych) wydarzeniach, z których każde ma wpływ na postaci. To też opowieść o tęksnoćie do czasów, gdy kowboj mógł rzucić się w wir nieznanego losu bez przejmowania się jutrzejszym dniem. Na południe od Brazos przedstawia trudne i brutalne czasy, ale to też książka dla wrażliwców, w której autor Czułych słówek upomina, wskazuje i wyjaśnia wiele spraw. Nie poucza, ale zdaje sobie sprawę, że kwestie takie jak odwaga, ojcostwo, miłość, oddanie, macierzyństwo to nad wyraz złożona problematyka i diabelnie trudne sprawy i każda z tych kwestii może być niesprawiedliwie rozpatrzona przez kogoś, kto stoi z boku, a nie jest w centrum wydarzeń. Arcydzieło.
Autor: Larry McMurtry
Tłumaczenie: Michał Kłobukowski
Ilość stron: 840
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Vesper
Format: 165 x 235 mm