Michael McDowell, autor u nas stosunkowo mało rozpoznawalny, powinien być jednak Wam doskonale znany. To na podstawie jego scenariusza Tim Burton nakręcił Sok z żuka. McDowell regularnie pisał dla telewizji i kina. W portfolio znajdziecie odcinek do Opowieści z Krypty, epizod z Niesamowite historie, był też współtwórcą scenariusza świetnego filmu Przeklęty (to ten przykład udanej ekranizacji prozy Stephena Kinga). Sam zresztą Stephen King wypowiadał się o powieściopisarzu (a zapewne jako pisarz ,zmarły w 1999 roku McDowell, chciałby być zapamiętany przede wszystkim) w samych superlatywach. Na polskim rynku wydawniczym dotychczas ukazała się jedynie powieść W cieniu płonących świec, którą de facto, po śmierci McDowella, dokończyła żona Stephena Kinga, Tabitha King. Po przeczytaniu Żywiołaków mogę jedynie ubolewać nad tym stanem rzeczy i mieć nadzieję, że wydawcy odkurzą horror McDowella. Warto.
Żywiołaki to powieść grozy i, co ciekawe, można w nim znaleźć kilka punktów stycznych, które McDowell zawarł później w scenariuszu do Soku z żuka. To wprawdzie kilka scenek, ale ktoś kto widział film Burtona w mig je wychwyci. Napisana w 1981 roku doczekała się wznowienia w 2014 roku, a dzisiaj jest wydana po raz pierwszy u nas. Lepiej późno niż wcale, chciałoby się napisać. To groza wyrafinowana, szczególna, a jednocześnie cechuje ją ten specyficzny koloryt znany z utworów Lovecrafta. Lovecraft był zresztą jednym z ulubionych twórców McDowell’a, a inspiracje nim łatwo w Żywiołakach znaleźć. W powieści bowiem, chociaż na grozę natknąć się łatwo, to już trudniej ją scharakteryzować. Ona drzemie, wwpływa na krajobraz, doprowadza do szaleństwa głównie przez to, że tak trudno ją namierzyć, opisać, uchwycić, a przede wszystkim trudno z nią walczyć.
Tak właśnie jest w Żywiołakach, opowieści o rodzinie milionerów, którzy postanawiają spędzić upalne lato w posiadłościach w miasteczku Beldame nieopodal Mobile w stanie Alabama. Te „posiadłości” to de facto trzy bliźniacze wiktoriańskie domy, każdy zbudowany w ten sam sposób, z identycznym rozkładem pomieszczeń. Dwa z nich należą do rodziny, trzeci już dawno został sprzedany i od dekad stoi pusty. Z trzecim również domem związana jest jakaś tajemnica. Jaka? Najbardziej dociekliwa jest trzynastolatka, ta, która nie wychowała się w tych stronach. Lokalsi bowiem, jak ojciec dziewczyny żyje w przeświadczeniu (słusznym jak się okazuje), by do trzeciego domu nie wchodzić, nie oglądać się na niego, nie rozmawiać o nim. Ale młodość ma swoje prawa, bo co mi będą tutaj południowcy ze swoimi koszmarami wyjeżdżać. Dziewczyna postanawia zbadać opuszczony dom. Wnet spod piasku wyłoni się strach..
Świetnie się czyta Żywiołaki i świetną atmosferę stworzył w swojej powieści Michael McDowell. Trzy domy przysypywane są wydmami, pod trzeci dom („ten dom”) piasek wkradł się już do środka i dochodzi w zasadzie do pierwszego piętra. Tworzy to niesamowity ton powieści, jak gdyby natura i horror wychodził spod wydm, ciężki do określenia, jak to często bywało u wspomnianego dżentelmena z Providence. Żywiołaki rozgrywają swoje karty powoli, a McDowell w spokojnym tempie prowadzi czytelnika do finału. Najważniejsza bowiem nie jest tu wartka akcja, a właśnie nastrój grozy z wielkim złem potrafiącym zasiać ziarno niepokoju wśród przyjezdnych, ale też, co ważne, w czytelniku.
Autor: Michael McDowell
Tłumaczenie: Tomasz Chyrzyński
Ilość stron: 328
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Vesper
Format: 140 x 205 mm