Powstało już wiele filmów dokumentalnych, reportaży, nawet fabuł dotyczących przemysłu porno. Inaczej bowiem, niż o przemyśle, nie sposób o współczesnej „scenie” porno mówić i pisać. Czy pod względem podejścia do tematu Pleasure znacząco się różni od innych tytułów? Nie, ale debiutująca w tym formacie, pochodząca ze Szwecji reżyserka Ninja Thyberg połączyła dwa różne filmowe języki, bezkompromisowa szczerość zderza się tu z wrażliwością, brutalność z delikatnością. Nie ma tu krytyki branży, a raczej pokazane są reguły współczesnej (to ważne) gry i szereg zachowań, których wymaga się od aktorów i aktorek. Ninja Thyberg nie idzie bowiem na łatwiznę i chociaż jej pełnometrażowy debiut dotyczy dziewczyny, to i panowie są tutaj ujęci w istotnych dla tematu ramach. Porno wykańcza, wysysa i dobija. Profesjonalizm pewnie pomaga, ale nieustanne wypełnianie nisz w tym gatunku i próba nieustannego podbijania statystyk (media społecznościowe) potrafią zrujnować oczekiwania.
Bohaterką Pleasure jest jedna z takich wschodzących gwiazd w pornobiznesie. Przyjechała ze Szwecji do Los Angeles, bo, jak sama twierdzi „Szwedzi są porąbani”. Ale ludzie potrafią być porąbani wszędzie, jak się sama zresztą przekona. Po prawdzie to ludzie są tak porąbani, jak bardzo im na to pozwalamy, lub, będąc już bardziej precyzyjnym, w jakim otoczeniu przebywamy. Summa summarum 20-letnia Bella Cherry jako postać jest trudna do zaklasyfikowania i rozgryzienia jednocześnie. Z pewnością Ninja Thyberg zawarła w bohaterce wiele z bolączek, które trapią współczesnych młodych ludzi, którzy nie potrafią znaleźć swojego miejsca na ziemi. Ilekroć bowiem Bella wyjaśnia, że robi to, bo „to lubi”, nie wierzymy jej. Obstawiam, że w tym konkretnym przypadku zadziałała głównie nieodparta potrzeba jakiegokolwiek zaistnienia. To się napędza z automatu, uzależnia, jak próba zadowolenia widzów, walka o followersów i lajki. Pod tym względem Pleasure przedstawia się niezwykle gorzko, bo nie chodzi już w tym momencie o sam porno biznes, a o wymiar społeczny debiutanckiego obrazu Thyberg. To również boli, bo przedstawia dziewczynę, która zatraca się w oszukiwaniu samej siebie i próbuje odsunąć na bok wszystkie przejawy własnych uczuć. A jednak pod tą całą chłodną maską Ninja Thyberg potrafiła przemycić iskrę, coś co z takim powodzeniem w „okruchach życia” prezentuje chociażby Sean Baker (kino Bakera i Thyberg ma kilka stycznych punktów). Jako dramat o przemyśle potrafi być bardzo bolesny, bo pokazuje sytuacje na planach zdjęciowych, które budzą niepokój również w kwestii nastawienia niektórych aktorów i aktorek do drugiego człowieka. Owszem, ten wspominany profesjonalizm to jedno, ale ci sami aktorzy i aktorki to tylko ludzie, którzy uprawiając seks na planie mogą nieraz dać upust niezdrowym emocjom, a drugą stroną medalu jest popadanie właśnie we frustracje co przekłada się na stany lękowe i depresyjne. To zamknięte koło, dzisiaj nieczuły biznes, który przypomina fast food. Nie ma w tym nic romantycznego, wszystko odbywa się przy minimum kosztów, wypełniane są najbardziej wyuzdane potrzeby widza, kiedy w okresie pandemicznym z pewnością zwiększył się popyt, a być może zmieniły się też oczekiwania.
Pleasure jest odważny, doskonale zagrany, złapany na krawędzi improwizacji, coś jakby reżyserka spoglądała w kierunku pierwszych filmów Cassavetesa. Jeżeli Ninja Thyberg w następnym filmie wykaże się podobnym kunsztem jeżeli chodzi o obserwacje ludzkich dramatów, grymasów, uczuć, wieszczę, że pojawił się ktoś, kto wniesie niezależność na nowy pułap.
Czas trwania: 109 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Ninja Thyberg
Scenariusz: Ninja Thyberg, Peter Modestij
Obsada: Sofia Kappel, Revika Anne Reustle, Evelyn Claire, Chris Cock, Dana DeArmond, Kendra Spade
Zdjęcia: Sophie Winqvist Loggins
Muzyka: Christoffer Berg, Karl Frid