Wspaniale by było napisać, że Hiacynt to takie polskie Zadanie specjalne (Cruising), a Piotr Domalewski to nasz rodzimy William Friedkin. Niestety tak napisać nie mogę, bo Domalewski wręcz ugiął się pod ambicjami stworzenia czegoś wyjątkowo oryginalnego w naszej kinematografii. De facto, to z trudem dotarł do mety. Chciał za dużo, a mógł się skupić na gęstej atmosferze (której tu zabrakło) i mieć na uwadze, że najważniejsze są gatunkowe prawidła, a cała reszta przyjdzie sama. Hiacynt ma niezły scenariusz, który pokazuje, że mroczne historie z PRL-u wciąż znajdują odbicie we współczesności. Sam tytuł nawiązuje do kryptonimu, którym nazwano szereg działań Milicji Obywatelskiej wymierzonej w środowiska homoseksualnych mężczyzn. Zarejestrowano w ten sposób 11.000 osób. Z nagonką, pałowaniem, noclegiem na komisariacie można było sobie jeszcze poradzić, gorzej gdy taka teczka szła dalej i była wykorzystywana przez UB, bo przecież „zdemaskowanie” geja w zakładzie pracy, w rodzinie, wśród najbliższych można było wykorzystać i odnieść na tym sporo korzyści. Władza mogła zastraszać, wymuszać, a przede wszystkim kontrolować. Piotr Domalewski na tym hiacyntowym podłożu położył kryminał i „położył” jest tu określeniem adekwatnym do końcowego efektu.
Głównym bohaterem jest milicjant, który dostaje sprawę morderstwa. Zostaje zamordowany gej, a władza musi szybko znaleźć winnego. Standard i standardów jest tu niestety więcej. Jest więc ojciec obywatel pułkownik (sami domyślcie się nastawienia do syna, który nigdy nie jest w stanie zadowolić ojca, a do tego wyjątkowo długo „babrze” się w sprawie homoseksualistów). Jest i narzeczona, ot tak, by zademonstrować milicjanta, człowieka, który musi całe życie „grać” i przywdziać odpowiednią maskę do roli przyszłego męża i pewnie ojca. Jest w końcu nastrój wiecznej nagonki na rzeczone środowisko. Wydarzenia krążą natomiast wokół wspomnianego morderstwa i tajemniczej willi.
Różnica między współczesną władzą, a ówczesną (związaną z czasem i miejscem akcji w Hiacyncie) jest taka, że Urząd Bezpieczeństwa wykorzystywał osoby homoseksualne do własnych celów. Zakładane były teczki, powszechny był proceder szantażowania, niszczenia w ten sposób ludzi, łamania jednostki. Dzisiaj, gdy wszyscy mamy nadzieję, że świadomość jest większa, raczej nic z takiego szantażu nie przyjdzie (chociaż na pewnym poziomie wciąż funkcjonuje). „Jeszcze” można zwrócić się o pomoc do odpowiednich organizacji, walczyć o swoje prawa, nagłośnić sprawę. To drobna, choć znacząca różnica. Piotr Domalewski mówi jednak swoim filmem, że dla osoby homoseksualnej niewiele to zmienia, bo atmosfera jest podobna. Wciąż nie ma wsparcia u rodziny, normą są aprobowane przez rząd homofobiczne akcje i zachowania. Gdy młody chłopak w Hiacyncie mówi, że „Polak nie lubi szczęśliwego Polaka” (cytat z pamięci) to jest to głos, który można i dzisiaj włożyć w usta sfrustrowanego człowieka, który musi ukrywać się ze swoją orientacją seksualną. To oczywiście smutne i chociażby przez to Hiacynt jest ważny (wymowę filmu zapisuję oczywiście na plus).
Czas trwania: 106 min
Gatunek: kryminał
Reżyseria: Piotr Domalewski
Scenariusz: Marcin Ciastoń
Obsada: Tomasz Ziętek, Hubert Miłkowski, Ada Chlebicka, Tomasz Schuchardt, Marek Kalita, Sebastian Stankiewicz
Zdjęcia: Piotr Sobociński Jr.
Muzyka: Wojciech Urbański