Lisa jest już wziętą modelką i aktorką w filmach erotycznych. Jest też nimfomanką mieszkającą samotnie w wielkiej posiadłości. Co robi w czasie wolnym od występów w filmach i pozowaniem nago przed obiektywem? Wsiada do swojego wypucowanego Rolls-Royce’a i udaje się na przejażdżkę okolicznymi wiejskimi drogami. Trochę jak w miejskiej legendzie z Czarną Wołgą, tylko, że „ofiary” Lisy mają duże szanse na przeżycie. Wystarczy tylko zaspokoić nieokiełznaną chuć dziewczyny.
Rolls-Royce Baby to nakręcony przez Erwina C. Dietricha (określanego mianem szwajcarskiego Rogera Cormana) softcore, chociaż moim zdaniem powinien być uznany za pełnoprawnego pornola. Jednak to, co odróżnia Rolls-Royce Baby od innych filmów z gatunku XXX jest z pewnością jego sfera wizualna. Zanim jednak do niej przejdziemy wypada skupić się na tytułowej Baby i jej akcjach. Fabuła nie jest zbytnio skomplikowana i służy głównie pokazaniu wdzięków Liny Romay, która była wieloletnią partnerką Jesúsa Franco (para sformalizowała związek pod koniec życia aktorki). Sam Franco był obecny na planie, chociaż w czołówce wymieniony nie został. Lina Romay jako odważna Lisa siedzi więc najczęściej na tylnej kanapie Rolls-Royce’a i zatrzymuje się przy autostopowiczach. Szofer (nie byle kto, bo w tej roli wystąpił Eric Falk, kolejny współpracownik Franco, ale też stały bywalec na planach filmowej eksploatacji) zamaszystym ruchem wtrąca, najczęściej hipisów, między rozłożone uda Lisy. Cały seans przebiega w tym tonie raz tylko zbaczając z kursu, by w retrospekcjach napomknąć o młodzieńczych wybrykach nimfetki. Wtedy wprawdzie nie miała Rolls-Royce’a ale priorytety podobne. Widzimy ją w akcji, gdy zabrała się z kierowcą ciężarówki i w czasie przemierzania tras długodystansowych umilała czas kierowcy i jego koledze. Porzucona nago na poboczu najwyraźniej zebrała się w sobie, bo ostatecznie ma przecież tę willę i Royce’a (nie jestem pewny czy mógłby być to zaczyn pod bardziej ambitną interpretacje dzieła jako takiego, w którym dorosła już Lisa podobnie traktuje męski gatunek).
Z enigmatycznych opisów filmów rzeczywiście można odnieść wrażenie, że Lisa nic poza seksem z obcymi mężczyznami i kobietami na przemian nie ma nic innego do roboty. Owszem, pozuje czasem do zdjęć, ale i tak myślami ucieka do swojego rutynowego ulubionego zajęcia. To zaczyna się najczęściej słowami „chciałabym się przejechać”. Roll-Royce Baby obraca się więc najczęściej wokół pochwy Lisy, ale to, co wynosi go nieco ponad średnią jest wspomniana na początku tego tekstu sfera wizualna.
Andreas Demmer, autor zdjęć zrobił tutaj porno wysmakowane, głównie dzięki plenerom i scenografii w scenach w pomieszczeniach. Odpowiednio dobrane kolory, meble, roślinność czynią z Rolls-Royce Baby rodzaj specyficznego art-house, który pomimo mocnych zbliżeń na narządy płciowe ogląda się bez cienia żenady. Otwierająca scena mówi już dużo o samym filmie. Lisa goli się w miejscu intymnym, a po wszystkim zabawia się sama ze sobą. Robi to z wdziękiem, rozmarzona, z zamkniętymi oczami rozpływa się w uniesieniu. A w tle przygrywa muzyka z gramofonu, by w finale, gdy płyta kończy swoją podróż, igła mogła przeskakiwać w tę i z powrotem zgodnie z ruchem nadanym przez dłoń Lisy. Na duży plus trzeba zapisać wpadający w ucho muzyczny motyw przewodni autorstwa Waltera Baumgartnera.
Czas trwania: 84 min
Gatunek: erotyczny
Reżyseria: Erwin C. Dietrich
Scenariusz: Erwin C. Dietrich
Obsada: Lina Romay, Eric Falk, Roman Huber, Ursula Maria Schaefer, Kurt Meinicke
Zdjęcia: Andreas Demmer
Muzyka: Walter Baumgartner