Giallo, slasher, czarne msze, okultyzm, nagość, seks, morderstwa, kazirodztwo. Nie najgorzej zakończył swoją karierę Riccardo Freda. Włoski reżyser, jeden z filarów włoskiego kina gatunkowego za sterami był od lat 30. i w jego bogatej filmografii możemy znaleźć chociażby I Vampiri, pierwszy horror w Italii w erze kina dźwiękowego (nakręcony przy niezrównanej pomocy Mario Bavy który zaczął pracę przy tytule jako operator, a skończył jako reżyser). Zwieńczenie dorobku Fredy to opisywany tutaj Murder Obsession (L’Ossessione che uccide) z 1981 roku, gatunkowy miks, giallo i slasher w jednym. Ale to nie wszystko, bo Riccardo Freda dodał wątki nadnaturalne, całość nosi w sobie mocny charakter gotycki, a gdy dodam, że jest i na czym oko zawiesić, bo wierzchnie odzienie odważnie zrzuca z siebie indonezyjska piękność Laura Gemser (Czarna Emanuelle) seansu nie powinniście już odkładać na dłużej. Nie da się niestety ukryć, że fabuła w Murder Obsession jest, pisząc oględnie, osobliwa, a nawet zahaczająca o kuriozum. Warto jednak dodać, że przy natłoku atrakcji udało się Fredzie w dość specyficzny sposób zaprezentować, mimo wszystko, większość gatunkowych wyznaczników z kilku nurtów.
Scenariusz (za który współodpowiedzialny również był Freda) opowiada o wziętym aktorze Michaelu (Stefano Patrizi), który zaprasza swoją dziewczynę Deborah do rodzinnej rezydencji. Na ogromnych włościach mieszka tylko Glenda, matka głównego bohatera (44 letnia wówczas, wciąż niezmiennie piękna Anita Strindberg) i służący Olivier (John Richardson). Michael na miejscu odcina się od ukochanej i przedstawia ją jako asystentkę, a do posiadłości dojeżdża wkrótce reszta ekipy filmowej. Motywy tego spotkania nie są do końca jasne, ale można się domyślić, że morderca musi mieć przecież w kim wybierać.
Ten sam natłok atrakcji, o którym już pisałem wpływa dodatnio na tempo, więc przy Murder obssesion nie sposób się nudzić nawet jeżeli na większość akcji patrzymy przez palce. Zaczynają ginąć uczestnicy weekendowego wypadu, a Michael zastanawia się czy to aby nie on jest odpowiedzialny za horror. Wszak sam film rozpoczyna się od sceny, gdy jako aktor dał się nieznacznie ponieść emocjom i prawie udusił aktorkę na zdjęciowym planie… Mordercza obsesja z tytuły zdaje się więc być motywem przewodnim, ale też sprytnie podrzuconym, jednym z wielu, tropem. Wśród wielu atutów filmy Fredy szczególną uwagę należy zwrócić na pierwszorzędnie zaaranżowaną długą sekwencję koszmaru, w który wpada Deborah. Wprawdzie charakteryzacja i niektóre efekty trącą już myszką (jak gigantyczny gumowy pająk), ale i to wpisuje się wspaniale w oniryczny klimat. Sekwencja jest rzeczywiście intrygująca, a Freda zrobił bardzo wiele, by utrzymać przez cały czas jej trwania atmosferę nieprzejednanej grozy. Gdy zastanowić się nad całością Murder obsession to trzeba nadmienić, że rzeczywiście ma zachowane wszelkie prawidła żółtego nurtu. Czarne rękawiczki, tajemniczy morderca, a idąc dalej cała geneza zbrodni z dawnymi wydarzeniami, które w dobitny sposób odbiły się na psychice bohaterów tego filmu. Wypada więc pozytywnie ocenić ostatni film Riccardo Fredy, który tym obrazem doskonale zakończył swoją karierę i zostawił po sobie niezłą filmową spuściznę. Przy kręceniu miał już 72 lata, a mimo to nie stracił nic z serca dla gatunku. Zmarł 18 lat później w 1999 roku w wieku 90 lat.
Czas trwania: 97 min
Gatunek: giallo
Reżyseria: Riccardo Freda
Scenariusz: Antonio Cesare Corti, Riccardo Freda, Simon Mizrahi, Fabio Piccioni
Obsada: Stefano Patrizi, Martine Brochard, Laura Gemser, John Richardson, Anita Strindberg, Silvia Dionisio
Zdjęcia: Cristiano Pogany
Muzyka: Franco Mannino