Ponad siedemnaście lat od premiery pierwszej i blisko cztery lata od premiery ósmej części trafia do nas najnowsza odsłona kultowego cyklu krwawych horrorów. Spirala. Nowy rozdział serii Piła zgodnie z zapewnieniami pomysłodawcy filmu, jego producenta i odtwórcy głównej roli w jednej osobie, Chrisa Rocka, miał nadać serii nową tożsamość, odejść od kłopotliwego dziedzictwa wielu nieudanych części i wyznaczyć nowy kierunek rozwoju dla całej franczyzy. Czy te dość ambitne plany się powiodły? Niestety nie. Nowa Piła jest obrazem tak złym, że stanie się być może definitywnym pogrzebem dla serii, która chyba już na zawsze powinna pozostać w grobie.
Jigsaw powrócił?
Detektyw Ezekiel „Zeke” Banks (Chris Rock) to cyniczny, samotny i zgorzkniały stróż prawa. To zarazem jeden z ostatnich uczciwych i moralnych policjantów pracujących w Metropolitan Police Department. Choć jest synem byłego szefa policji i legendy wydziału zabójstw, Marcusa Banksa (Samuel L. Jackson), to nikt nie chce z nim pracować. „Zeke” stał się persona non grata po tym, jak doniósł na policjanta, który z zimną krwią zastrzelił cywila. Jego szefowa, kapitan Angie Garza (Marisol Nichols), wciąż jednak w niego wierzy. Przydziela mu partnera – początkującego policjanta, Williama Schenka (Max Minghella) oraz prostą, jak się z początku wydawało, sprawę samobójstwa bezdomnego w metrze. Szybko okazuje się, że nie mamy do czynienia z samobójstwem lecz morderstwem, a sposób działania sprawcy uderzająco przypomina krwawe „gry”, które urządzał swoim ofiarom zmarły przed laty John Kramer, znany również jako Jigsaw. Co więcej, zmarłym okazuje się policjant z Metropolitan Police Department. Wkrótce w podobny sposób zaczynają ginąć inni policjanci. Banks i Schenka mają coraz mniej czasu na rozwiązanie sprawy.
Od filmowego ewenementu po torture porno
Pierwsza Piła z 2004 roku była absolutnym filmowym ewenementem, który na stałe odcisnął swe piętno na popkulturowej mapie kina grozy. Obraz był projektem dwóch przyjaciół będących wówczas świeżo po ukończeniu szkoły filmowej w Australii: Jamesa Wana, który został jego reżyserem i Leigha Whannella, który był scenarzystą i odtwórcą jednej z głównych ról. Whannell podobno wymyślił film będąc w szpitalu, gdzie przebywał z powodu dręczących go, bardzo silnych, bólów głowy. Piła od początku była projektem bardzo offowym, kręconym z miłości do kina przez twórców, którzy wychowali się na Cube, Siedem, czy wczesnych mrocznych thrillerach M. Night Shyamalana (te inspiracje były w ich obrazie bardzo widoczne). Sam film charakteryzował surowy styl, słabe aktorstwo i dynamiczny montaż. Obraz okazał się ogromnym sukcesem kasowym, który przy skromnym budżecie w wysokości jedynie 1 200 000 dolarów zarobił na świecie zawrotną sumę w wysokości 103 911 669 (!) dolarów. Dla swoich twórców okazał się przepustką do hollywoodzkiej kariery. James Wan mający dziś w swoim portfolio dwie części Naznaczonego i Obecności uważany jest za mistrza współczesnego horroru, a dzięki nakręceniu Aquamana pokazał, że dobrze radzi sobie również w innych filmowych gatunkach. Leigh Whannell z czasem sam został reżyserem i ma dziś na koncie jeden z najlepszych horrorów ostatnich lat – Niewidzialnego Człowieka z 2020 roku. Na czym polegał fenomen pierwszej Piły? Myślę, że opierał się głównie na trzech rzeczach. Po pierwsze, jak zauważył krytyk filmowy, Jacek Sobczyński, do czasów Piły bohaterami filmów grozy byli albo psychopatyczni mordercy albo ludzie, którzy tych morderców ścigali. Nigdy nie było na pierwszym planie ofiar. Po drugie było to bezkompromisowe, krwawe kino gatunkowe, którego w owym czasie niełatwo było znaleźć w kinowym mainstreamie. Wreszcie, po trzecie, film zbudowany był na znakomitym finałowym twiście fabularnym, który w pewnym sensie wywracał całą filmową historię. Blisko dwa lata po premierze pierwszej Piły w kinie pojawiła się kontynuacja. Na stanowisku reżysera Jamesa Wana zastąpił debiutant Darren Lynn Bousman, który wcześniej zajmował się kręceniem teledysków. To on w największym stopniu stworzył stylistycznie Piłę jako serię, którą dziś znamy. Do wręcz groteskowych rozmiarów podkręcił filmową brutalność Odpowiada również za inne stylistyczne zabiegi, z którymi kojarzona jest seria, np. z szalenie szybkim, poszatkowanym montażem. Bousman nakręcił Piłę numer dwa ,trzy i cztery, z czego tylko dwie pierwsze (na których pierwotnie seria miała się skończyć) były warte jakiejkolwiek uwagi. W późniejszych odsłonach za kamerą stawali: scenograf serii David Hackl (Piła V) oraz jej montażysta, Kevin Greutert (Piła VI, Piła 3D), a jakość kolejnych filmów, mówiąc eufemistycznie, pozostawała wiele do życzenia. Płaskie, jednowymiarowe postacie, kiepskie dialogi, podłe aktorstwo i absurdalne, będące świadectwem coraz większej desperacji scenarzystów, finałowe twisty – stały się znakiem rozpoznawczym serii, podobnie jak krwawe, wymyślne pułapki. Piła stała się swoistym torture porno oglądanym już niemal wyłącznie przez fanów brutalnych śmierci na ekranie. Mnie ta kinowa zabawa na trupach ludzi wydawała się niesmaczna, stąd przyjmowałem kolejne części z coraz większym zażenowaniem. W 2010 roku producenci, widząc coraz bardziej malejącą popularność serii, postanowili ją zakończyć. Jak się okazało nie definitywnie.
Wskrzesić Piłę
Pierwszą próbę wskrzeszenia serii mieliśmy w 2017 roku. Wtedy to do kin trafiła Piła Dziedzictwo w reżyserii Michaela i Petera Spierigów. Ten dość dziwaczny film był zarazem sequelem, prequelem jak i miękkim rebootem serii. Trochę „powrotem do korzeni”, a trochę „wyjściem w przyszłość”. Momentami silił się na nieśmiały społeczny komentarz na temat ludzkiej fascynacji przemocą, a momentami sam się w ekranowej przemocy zanurzał. Rezultat takiego ciągłego stania w rozkroku i braku artystycznego zdecydowania nie mógł przypaść do gustu ani fanom serii w jej dotychczasowym kształcie, ani widzom, którzy liczyli na nowe otwarcie. Niebyt pochlebne recenzje i kiepskie przyjęcie ze strony widzów zwiastowały, że seria pozostanie jeszcze długo martwa.
Nagle, zupełnie niespodziewanie aktor Chris Rock (jednak głównie kojarzony z komedią) ogłosił, że od zawsze jest wielkim fanem serii i ma pomysł na jej nowe otwarcie. Czym ostatecznie miał być ów pomysł? Po pierwsze wprowadzeniem do serii nieco humoru, czego jednym z przykładów jest zręczny (nieco po Tarantinowsku) dialog o Forrescie Gumpie z początku filmu. Po drugie twórcy stawiali na połączenie klasycznego dramatu policyjnego z klasyczną odsłoną Piły. Mamy więc dwóch niedobranych partnerów, którzy muszą nauczyć się ze sobą pracować. Doświadczony policjant jest oczywiście po rozwodzie, a „żółtodziób” ma młodą żonę i małe dziecko (czytelne nawiązanie do Siedem Davida Finchera). Mamy również policyjne śledztwo, nieprzepracowane relacje rodzinne i nieuczciwych gliniarzy. Z drugiej strony są kolejne makabryczne zgony, w których inscenizowaniu powracający po latach na stanowisko reżysera, Darren Lynn Bousman, czuje się jak ryba w wodzie. Na papierze wszystko wygląda dobrze, prawda? Niestety, wykonanie niemal każdego z tych elementów woła o pomstę do nieba.
Fatalny film
Wątek policyjnego śledztwa jest napisany koszmarnie niechlujnie, bez odrobiny polotu, czy choćby minimalnej wiedzy o tym, jak pracują detektywi. Policjanci za nic sobie mają zasady takie, jak „trzymaj się dowodów”, „wezwij wsparcie”, czy „gdy widzisz podejrzany przedmiot, nie opuszczaj broni”. W rezultacie film bardzo szybko dryfuje w kierunku niezamierzonej parodii. Bousman sprawnie inscenizuje kolejne śmierci, ale sprawia wrażenie, że nic innego go nie obchodzi, a już najmniej psychologia postaci i choćby elementarna logika kolejnych zdarzeń. Co gorsza, finałowy twist będący wizytówką serii jest tak całkowicie oczywisty, że największe zdziwienie budzi fakt, iż twórcy uznali, że kogokolwiek nim zaskoczą. Do listy zarzutów można dorzucić (co jednak jest pewną niespodzianką) fatalne aktorstwo. Nie wiem, czy to kwestia fatalnego scenariusza, czy braku dobrego prowadzenia aktorów, ale mimo, iż żadna z dotychczasowych Pił nie miała tak dobrej obsady, to poziom aktorstwa nie odbiega zbytnio od wcześniejszych części, gdzie grali drugo i trzecioligowi aktorzy. Samuel L. Jackson sprawia wrażenie, jakby parodiował swoją rolę z Pulp Fiction, Marisol Nichols jest przeraźliwie bezbarwna, a Chris Rock, zwłaszcza w scenach, w których musi pokazać silne emocje, wypada, mówiąc eufemistycznie, bardzo mało przekonywująco.
Oglądając Spirala. Nowy rozdział serii Piła poza rozczarowaniem czułem też żal, bo w tej historii zdawał się być pewien potencjał. W serii Piła zawsze tkwił dla mnie niewykorzystany wątek opowieści o pułapce manichejskiego rozumienia świata. Choć wątek ten pojawiał się na marginesie w kilku odsłonach, nigdy nie został w pełni wydobyty. Bohater grany przez Chrisa Rocka (mino, iż utkany z filmowych stereotypów) – szlachetny noir-owy przegryw, pozbawiony złudzeń, jednak ciągle wierzący w dobro, mógłby stanowić idealną filmową przeciwwagę dla kolejnej odsłony Jigsawa. Mógłby być kimś, kto wypunktuje jej chore spojrzenie na sprawiedliwość. Niestety, twórcy tego wątku w ogóle nie podjęli. Nie podjęli również dużo bardziej oczywistego (i w historii zasygnalizowanego) wątku brutalności i nadużyć władzy ze strony policji. To temat społecznie bardzo nośny, zwłaszcza od czasu powstania ruchu Black Live Matter. Niestety, filmowi policjanci są tak karykaturalnie, groteskowo amoralni, że pozbawia to mocy jakikolwiek społeczny komentarz.
Czy potrzebna nam kolejna Piła?
Spirala. Nowy rozdział serii Piła jest filmem bardzo złym. Nie licząc kilku zabawnych, humorystycznych akcentów, które jednak kłócą się z nadętym charakterem całości, ciężko tu szukać jasnych stron. Choć obraz jest tak samo niechlujnie zrobiony, fatalnie zagrany, zawstydzająco napisany i przeraźliwie irytujący, jak najgorsze odsłony serii, jednak jego twórcy zdają się myśleć, że tworzą coś dużo bardziej ambitnego i wyrafinowanego, niż tylko kolejną cześć Piły. Doprawdy nie wiem, czy jest to miara artystycznej arogancji, czy może pewien marketingowy blef, który miał skłonić widzów do obejrzenia tej produkcji. Jeśli to drugie, to ja się nabrałem. Niemniej nie sądzę, bym się prędko nabrał ponownie. Przed seansem zastanawiałem się, czy my, widzowie, potrzebujemy w ogóle kolejnej Piły – kontynuacji serii, która, nie oszukujmy się, jest już filmowym reliktem minionej epoki. Po obejrzeniu najnowszego filmu Bousmana mam nadzieję, że nieprędko zobaczymy nową Piłę. Nie miałbym nic przeciwko, gdybyśmy nie zobaczyli jej nigdy.
Gatunek: horror
Reżyseria: Darren Lynn Bousman
Scenariusz: Josh Stolberg, Pete Goldfinger
Obsada: Chris Rock, Max Minghella, Samuel L. Jackson, Marisol Nichols, Dan Petronijevic, Richard Zeppieri
Zdjęcia: Jordan Oram
Muzyka: Charlie Clouser