Ziemia niczyja
Czy wypełniona absurdalnym humorem, nieco groteskowa komedia z elementami thrillera, to właściwa gatunkowo hybryda, by zaprezentować, w gruncie rzeczy, bardzo smutną opowieść o przegranych transformacji ustrojowej? Historia kinematografii udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych, niemniej samo przedsięwzięcie wydaje się cokolwiek ryzykownie. W Nie można inaczej doświadczony niemiecki reżyser, Detlev Buck, postanowił podjąć to ryzyko. W rezultacie powstał obraz, który podzielił widzów i krytyków. Choć najnowsze dzieło Bucka nie każdemu przypadnie do gustu, to dla mnie Nie można inaczej jest jednym z najciekawszych europejskich produkcji minionego roku.
Szukając schronienia na prowincji
Edda (w tej roli wokalistka rockowa Alli Neumann) podobnie jak wielu młodych ludzi z niemieckiej prowincji wyjechała do Berlina w nadziei na lepsze życie. Niestety, młodzieńcze marzenia się nie spełniły i po pięciu latach starań dziewczyna bez domu, grosza przy duszy i z jedną małą walizką musi wracać do swojej rodzinnej wioski w Brandenburgii. Po drodze, w jednym z pubów Edda, spotyka Samuela, (Kostja Ullmann) młodego profesora wykładającego na frankfurckiej uczelni. Para spędza razem noc, a rano Edda przekonuje Samula, by pojechał razem z nią w jej rodzinne strony. Niestety, spokojna podróż dwójki zakochanych dobiega końca, gdy na cichej leśnej drodze dobiega ich wołanie o pomoc. Samuel wbrew prośbom Eddy postanawia sprawdzić, co się dzieje. W lesie trafia na lokalnego przedsiębiorcę Herrmanna (Sascha Alexander Gersak) i jego oprychów z ochotniczej straży pożarnej, którzy planują zastrzelić swojego kolegę, Rudiego (Merlin Rose) oskarżonego przez Herrmanna o romans ze swoją żoną – Katją (Sophia Thomalla). W rezultacie interwencji Samuela Rudi ucieka, a dobroduszny profesor sam staje się celem grupy rozwścieczonych gangsterów. Czy znajdzie schronienie w małej, zaniedbanej wiosce, z której pochodzi jego nowa dziewczyna?
O zawiedzionych nadziejach
Filmowy świat usłyszał o Detlevie Bucku w 1993 roku. Wtedy 31-letni wówczas reżyser i aktor nakręcił swój najsłynniejszy, nagrodzony na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie (nazywanym też Berlinale) film Wir können auch anders… (Możemy inaczej). Obraz przedstawiał historię dwóch niezbyt rozgarniętych braci, którzy podróżują po wschodnich prowincjach Niemiec w starej, rozklekotanej ciężarówce i na swojej drodze spotykają wielu „przegranych” niemieckiej transformacji. Przy pomocy dobrego słuchu społecznego i umiejętnie dawkowanego czarnego humoru Buckowi udało się opowiedzieć angażującą widza historię o kraju, który po upadku muru berlińskiego musi wymyśleć się na nowo. Wir können auch anders… był również opowieścią o podróży w nieznane, w którą wyruszyć muszą wszyscy mieszkańcy dawnego NRD mając nadzieję, że droga, którą muszą podążyć, zaprowadzi ich do lepszego świata. Nadzieja wybijająca się z obrazu i pewna filmowa lekkość były ważnymi elementami dzieła z 1993 roku. Ponad trzy dekady po zjednoczeniu nic już nie jest takie optymistyczne, dlatego nowy film Bucka jest znacznie mroczniejszy i dużo mniej zabawny. Choć formalnie Nie można inaczej (Wir können nicht anders) nie jest kontynuacją Możemy inaczej (Wir können auch anders…), to najnowszy obraz Bucka w oczywisty sposób odnosi się wprost do jego najsłynniejszego filmu. Starsze z tych dzieł mówiło o nadziejach na lepszą przyszłość, w Nie można inaczej koncepcja jakiejkolwiek przyszłości wydaje się zupełnie obca. Bohaterowie filmu żyją w ponurej teraźniejszości tęskniąc za przeszłością. „Jeśli będziemy trzymać się razem wyjdziemy w końcu z dołka”- mówi w pewnym momencie jeden z mieszkańców wioski. „Też tak myśleliśmy”- odpowiada mu starszy o pokolenie człowiek.
O społeczno-duchowej pustce
Choć Nie można inaczej jest przykładem kina autorskiego, w którym filmowy podpis twórcy jest widoczny i rozpoznawalny, to Detlev Buck chętnie cytuje innych twórców. W jego najnowszym obrazie mamy trochę Sama Peckinpaha, trochę braci Coen, czy nawet nieco Quentina Tarantino. Jednak największą siłą obrazu są dygresje społeczno-obyczajowe. „Ponad trzystu ludzi miało tu porządną pracę” – mówi w pewnym momencie przechadzający się po pustym budynku starszy mężczyzna. „Mieliśmy tu własne przedszkole, klub piłkarski, pensjonat… Po pracy lubiliśmy przebywać ze sobą, posiedzieć dla towarzystwa. Młodzi tego nie rozumieją, teraz każdy żyje sam sobie”. Twórca w znakomity sposób ukazuje społeczno-duchową pustkę przeżywaną przez ludzi pozostawionych przez państwo w instytucjonalnej próżni. Przy czym potrafi wykorzystać zarówno symboliczny wymiar obrazu, jak i siłę wychwytywanych przez kamerę detali. Co ważne, mimo społecznego zacięcia, reżyser ani na chwilę nie traci z oczu swoich bohaterów, ich frustracji, rozgoryczenia, czy zrezygnowania. W tym sensie Nie można inaczej to filmowy traktat o ludziach połamanych, wstydzących się samych siebie, rozbitych i zaniedbanych. Co warto podkreślić, reżyser widzi również, że wykluczenie niejedno ma imię, a czasem ludzie wykluczeni sami potrafią wykluczać innych. Widać to w wątku położonego na uboczu, ogrodzonego kratami domu dla uchodźców. Jego mieszkańcy nigdy nie zostali przyjęci do lokalnej wspólnoty i zaakceptowani jako jej część. „Nie wolno nam wychodzić po 18:00. Niemcom to przeszkadza”- mówi w pewnym momencie mieszkająca w tym domu kobieta.
O toksycznym modelu męskości
Ważnym wątkiem filmu jest krytyka anachronicznego, toksycznego modelu męskości. Modelu, który nakazuje tłumić wszelkie uczucia i wymachiwać bronią, zamiast ze sobą rozmawiać. Jednym z przedstawicieli tej postawy jest miejscowy policjant, Frank (Frederic Linkemann), który w wolnym czasie prawdopodobnie przesiaduje na internetowych forach dla Inceli. „Wiesz co mnie wkurza w kobietach? Wszystkie stąd wyjechałyście, a gdy wracacie, nic wam nie odpowiada. Na jedną kobietę przypada tu czterech mężczyzn. Czy to sprawiedliwe?” – wykrzykuje w kierunku Eddy. Jeden z ludzi Herrmanna, Wolf (Bernd Hölscher) jest zakochany w swoim szefie. Jednak w tym toksycznym, machistowskim świecie wypiera swoje uczucia. Sam Herrmann jest wręcz modelowym przedstawicielem anachronicznej (w gruncie rzeczy bardzo niepewnej samej siebie) męskości. Nie potrafi budować relacji innych, niż hierarchiczne ani ze swoją żoną, ani z przyjaciółmi. Woli chwycić za broń i zacząć strzelać, niż przyznać (także przed sobą), że targają nim wątpliwości. To w gruncie rzeczy dość paskudna i odpychająca postać, lecz nawet on pod maską uszytą ze stereotypowej „męskości” jest nieszczęśliwym i walczącym o własną godność człowiekiem. „Zwykle to przegrani płacą za wszystko. Nie tym razem. Tym razem to przegrany wygra”- mówi w pewnej dramatycznej scenie.
O prowincji krytycznie, lecz z empatią
Gdybym miał gdzieś szukać wad w Nie można inaczej, to wskazałbym, że najsłabszym elementem filmu jest jego strona komediowa. Detlev Buck robi, co może, by wprowadzić do swojego filmu dużo absurdalnego i groteskowego humoru, jednak, przynajmniej w moim wypadku, tylko czasami działania te osiągają zadowalający efekt. Oczywiście poczucie humoru jest zawsze rzeczą dość subiektywną, także to, co mnie nie śmieszy, może śmieszyć kogoś innego. Niemniej nie zdziwiłbym się, gdyby ci widzowie, którzy w najnowszym dziele Bucka szukali przede wszystkim komedii, poczują się rozczarowani. Ja cenię Nie można inaczej przede wszystkim za to, że mimo swojej szorstkości, a nawet szczypty okrucieństwa, jest to dzieło bardzo empatyczne. Choć Buck patrzy w nim na niemiecką prowincję bardzo krytycznym okiem, to jednak nie jest to spojrzenie pozbawione empatii. Empatii, której wyraźnie brakuje mi u wielu polskich twórców próbujących krytycznie sportretować naszą rodzimą prowincję. Jedną z postaci występujących w filmie jest ospały i bierny burmistrz miejscowości – Sigi Köhler. Choć sprawia wrażenie intelektualisty zdającego sobie sprawę z beznadziei otaczającej rzeczywistości, nie buntuje się przeciw niej i nie robi nic, by polepszyć życie mieszkańców. Można tę postać czytać jako oskarżenie lokalnych (nie tylko) elit. Sądzę, że nie jest przypadkiem to, że wcielił się w nią sam reżyser…
Czas trwania: 105 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Detlev Buck
Scenariusz: Martin Behnke, Detlev Buck
Obsada: Kostja Ullmann, Sophia Thomalla, Bernd Hölscher, Frederic Linkemann, Alli Neumann
Zdjęcia: Armin Franzen
Muzyka: Konstantin Gropper, Alex Mayr