Przed tobą długi weekend, więc pora opuścić betonową dżunglę. Zapakuj wszystkie graty w samochód, zabierz psa, bo przecież kochasz zwierzęta i hej przygodo. Co po drodze i co na miejscu? Jedziesz ze swoją kobietą na piękną, oddaloną od miasta, plażę. Po drodze wzniecisz sobie pożar niedopałkiem, przejedziesz kangura, na miejscu, chyba z nudów, zaczniesz rąbać drzewo. „Dlaczego to robisz?” – pyta kobieta. „A dlaczego nie?” – odpowiada główny antybohater Długiego weekendu. Drzewo przecież nie wyje z bólu, a mężczyzna bezrefleksyjnie przerywa swoją destrukcyjną czynność. Nawet nie dobije. Tam przejedzie, tu podepcze, gdzieś indziej strzeli sobie z nowo zakupionej broni palnej. Jest królem życia.
Długi weekend Colina Egglestona, zaliczany wprawdzie do nurtu ozploitation, można de facto umiejscowić gdzieś w okolicach eko-horroru i dramatu o straumatyzowanej parze. Iloma by jednak traumami nie była obarczona Marcia i Peter, nie współczujemy im. Od początku bowiem historii mężczyzna i kobieta przedstawieniu są od tej nieczułej strony. Zapatrzeni w siebie, czasem tylko skłaniający się do okazywania uczuć (raczej sztucznie i nieudolnie) z pewnością nie potrafią celebrować darów matki natury (to motyw przewodni). Wyjazd na plażę należy więc do tych z rodzaju „odpocznę na siłę”. Nie współczujemy im również, bo poprzez realizację (głównie) ludzie pokazani są tu jako najeźdźcy i barbarzyńcy. I jeżeli większość mogłaby skwitował to słowami „bez przesady, nic takiego złego nie robią”, to mam wrażenie, że twórcom zależało jednak na przedstawieniu problemu naszej postawy wobec środowiska w większej skali. Jednak ten sam eko-horror przedstawia się od innej strony, tej zupełnie, teoretycznie, biernej. Znamiennym jest tu bowiem, że przyroda u Egglestona wcale nie wyciąga swoich najcięższych dział. Formalizm w Długim weekendzie zakłada wprawdzie lekkie wyolbrzymienie i uwypuklenie „groźnych” symptomów (odgłosy, tajemnicze poruszenie w zaroślach, muzyka, która potęguje grozę ze strony czegoś niewiadomego), ale de facto gdyby odciąć się od muzyki, stłumić dźwięk i spojrzeć trzeźwym okiem na sytuację, to tak naprawdę, przyroda nie robi nic ponad to, że twa. To samo jednak trwanie wystarczy w zupełności, by poradzić sobie z dwójką agresorów, rozhisteryzowaną Marcią i nerwowym Peterem.
Długi weekend pokazuje więc naturę, która zawsze powinna sobie poradzić. Powinna, bo teraz, 40 lat od premiery filmu opracowaliśmy przecież coraz lepsze metody na jej nękanie. Idzie nam z tym tak dobrze, że lada moment i ona, przyroda, oraz my, nie będziemy mieli czym oddychać. To zakrawa wręcz na swego rodzaju ironię, że dociskając kolanem do ziemi naturę, sami pozbawiamy się oddechu. Pisząc o ozploitation ma się na uwadze, przeważnie, te wszystkie dzikie filmy nakręcone przez gniewnych Australijczyków. Długi weekend jest inny. Spokojny, wyważony, kameralny z dwójką bohaterów, którym zostały przedstawione zarzuty, zapadł wyrok i wykonana została egzekucja.
Czas trwania: 97 min
Gatunek: dramat, ozploitation
Reżyseria: Colin Eggleston
Scenariusz: Everett De Roche
Obsada: John Hargreaves, Briony Behets
Zdjęcia: Vincent Monton
Muzyka: Michael Carlos