Deliria

Trudne może być ostateczne określenie, czy Deliria jest samoświadomym kiczem, pewnego rodzaju hołdem dla minionej epoki giallo, czy raczej na końcowy efekt złożyły się spontaniczne decyzje Soaviego, tutaj debiutującego na fotelu reżysera, który zaprezentował się po prostu jako twórca pasjonat, a cała reszta wyszła w sposób niezamierzony. Summa summarum dostaliśmy dzieło osobliwe, które nosi rzeczywiście znamiona giallo, ale ogląda się je jako slasher. Zastanawiać się oczywiście można nad wieloma rzeczami, ale Deliria to po prostu dobry film z pogranicza giallo i slashera.

Deliria (Stage Fright) to opowieść o aktorskiej trupie i ekipie, która przygotowuje się do spektaklu. Frywolną i kolorową sztukę (musical?) z nurtu gwałtu i przemocy z tańcem, muzyką i wysokimi uniesieniami próbuje reżyserować Peter (urodzony w Irlandii aktor David Brandon). Jego histeryczne decyzje wpływają z pewnością na komfort pracy, bo Peter często zmienia scenariusz, aktorki do głównej roli i co rusz powtarza inne ujęcia. Napięcie zdaje się być wręcz namacalne, bo nikt nie jest pewny, co też Peterowi strzeli do głowy. Sytuacji nie uspokajają z pewnością kwestie finansowe, bo wydaje się, że budżet już został przekroczony, a nadzorujący wszystko producent (też jest na plamie i nosi znamienną skądinąd ksywkę Ferrari) z pewnością nie zamierza wysupłać dodatkowych pieniędzy. Michele Soavi buduje fabułę według najlepszego, ogranego, ba, oklepanego wzorca. Zamknięta przestrzeń teatru stanie się wkrótce areną mordu. Terytorium łowieckie urządził sobie tutaj psychopatyczny morderca. Nie ma wyjścia, nie działa telefon, ktoś zgubił klucze.

Aktorstwo prosto ze szkoły drzewnej (pomimo udziału kilku doświadczonych aktorów), scenariuszowe zabiegi (jak choćby decyzje filmowych postaci) wprost z krainy absurdu wcale nie świadczą o czymś stosunkowo złym w aspekcie odbioru dzieła. Wracając bowiem do rozważań z pierwszego akapitu, skłaniałbym się jednak do tego, że Michele Soavi, który w 1994 roku nakręcił swoje opus magnum, czyli O miłości i śmierci już na początku swojej reżyserskiej kariery był twórcą świadomym. Wpłynęły na to lata współpracy z największymi w branży jako aktor, lub chociażby drugi reżyser (między innymi przy kilku filmach Dario Argento i Lamberto Bavy). Producentem Delirii został Joe D’Amato, a za scenariusz odpowiadał George Eastman, dwa nietuzinkowe nazwiska dla kina gatunku. Panowie w rzeczy samej musieli więc odcisnąć wyraźne piętno na omawianej produkcji. Deliria ma więc kilka świetnie zaaranżowanych scen mordu, a kilka momentów wypada wręcz epicko jak sam finał i ujęcia antagonisty siedzącego na fotelu w masce sowy. Soavi wie jak zintensyfikować doznania, nie przynudza, a liczna obsada sprawia, że czerpiemy swoistą frajdę w typowaniu kolejnych ofiar.

Nie można też przejść obojętnie obok niesamowitego podkładu muzycznego, który ze swoimi agresywnymi syntezatorami wychodzi poza inne znane nam muzyczne doznania z żółtego nurtu. Michele Soavi staje ostatecznie obok tych, którzy nadrabiają przede wszystkim stylem. Pod tym względem wygrywa wszystko, bo pomimo banalności potrafi postawić wszystko na jedną kartę, tak jak w finale, gdy aranżuje jedną z genialniejszych filmowych sekwencji. Postać z wielką głową sowy siedzi na środku sceny otoczona zwłokami. Opadają pióra, w tle słychać orgiastyczne uniesienia muzyczne, sowa siedzi, a mały klucz do wyjścia leży tuż przed siedzącym spokojnie mordercą. Ofiara ma jedną szansę na milion.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 90 min
Gatunek: giallo, slasher
Reżyseria: Michele Soavi
Scenariusz: George Eastman, Sheila Goldberg
Obsada: David Brandon, Barbara Cupisti, Giovanni Lombardo Radice, James Sampson, Piero Vida
Zdjęcia: Renato Tafuri
Muzyka: Guido Anelli, Simon Boswell, Stefano Mainetti, Luigi Piergiovanni

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?