„Amerykanie szaleją”, usłyszy niemalże na początku filmu Mohamedou Ould Salahi, kuzyn Mahfouz Ould al-Walida, który z kolei był duchowym doradcą Osamy bin Ladena. Przyznaję, że to rzut kamieniem od saudyjskiego terrorysty, który w tamtym okresie był na celowniku największego mocarstwa na świecie. Salahi jako wybitny uczeń studiował ze stypendium w Niemczech, miał wprawdzie krótki epizod z Al-Kaidą, ale ze względu na to, że chciał walczyć z władzami komunistycznymi w Afganistanie (i robił to). O ironię zakrawa fakt, że de facto Salahi walczył po tej samej stronie co Amerykanie. Chociaż dołączył do mudżahedinów wspieranych miliardami dolarów ze Stanów Zjednoczonych, w wojnie domowej nie zdążył wziąć udziału. Po upadku reżimu Nadżibullaha wrócił do Niemiec. „Amerykanie szaleją” musiało wybrzmieć szczególnie mocno pod koniec 2001 roku, gdy został aresztowany przez mauretańskie władze. Przerzucany przez różne administracje i kraje, ostatecznie wylądował w Guantanamo jako więzień numer 760.
Możliwe, że Salahi znał bin Ladena. Nie to jest jednak istotą filmu, bo tematem jest nietykalność podejrzanego i sposoby dochodzenia do prawdy. Jeżeli bowiem próbujemy nazywać się cywilizowanym społeczeństwem trzeba postawić konkretną granicę pomiędzy rzetelnymi dowodami, dochodzeniem, zeznaniami, a barbarzyńskimi polowaniem na czarownice. Mauretańczyk, Polak, Niemiec, Amerykanin. Nie ważna jest narodowość. Ważna jest tu godność i obrona praw w kraju, który szczyci się takim poszanowaniem konstytucji. Prawo jest bowiem wszystkim i nikt tu nie śmie kwestionować kar przyznawanych za udowodnione czyny. Zrobić to, co słuszne, to zrobić wszystko co można w zgodzie z kartą praw z wzięciem pod uwagę wszystkich racjonalnych dowodów. Problem powstaje, gdy wzorem średniowiecznych polowań na czarownice podejrzany przyznaje się do wszystkiego pod naciskiem i wskutek tortur. Przypomnijcie sobie film Młot na czarownice z 1970 roku w reżyserii Otakara Vávra. Tylko z pozoru może chodzić o coś innego. Kwintesencją obu obrazów, lub też prawdziwych historii stojących za filmowymi fabułami (nawet jeżeli chodzi o tak odległe wydarzenia, jak z te z procesów czarownic odbywających się w Velkich Losinach i Šumperku w XVII wieku) jest przyznanie się do winy. Ani kobiety u Vávra, ani domniemany terrorysta z Marokańczyka, mistrzowskiego filmu Kevina MacDonalda szans na prawdziwą obronę nie mieli. Mauretańczyk był przetrzymywany bez zarzutów w Guantanamo, a gdy wojsku szło opornie zastosowano „środki nadzwyczajne” i 70 dni tortur. Tematem przewodnim filmu nie jest więc szukanie sprawców zamachów z 11 września, ale próba zwrócenia uwagi na to, że rząd USA, który wszak był pod ogromną presją własnego społeczeństwa nie potrafił zatrzymać się w swoim szaleństwie. Pod tą samą presją byli wszyscy i rzeczywiście łatwo wyobrazić sobie skalę oczekiwań narodu, gdy weźmie się pod uwagę stałą sytuację więźniów w Guantanamo przy rządzie kolejnych gabinetów w USA.
Twórcy naprawdę przebyli długą drogę do piekielnych czeluści, by pokazać totalnie dojmującą bezsilność systemu, który ucieka się do najbrutalniejszych metod. Pytania, które stawiają twórcy są jednocześnie bardzo kłopotliwe, ale przez to Mauretańczyk tylko zyskuje, bo dobre i bardzo dobre filmy zawsze potrafią zachęcić do dyskusji. A jaką dyskusję może wywołać Mauretańczyk? Rozmowy mogą dotyczyć całego spektrum tematów zaczynając i kończąc na iluzorycznej niekiedy sile konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki (zahaczając również o takie sprawy jak zdolność do wybaczania, co ważne nie tylko u chrześcijan, ale i muzułmanów).
Mauretańczyk Kevina MacDonalda to aktorski popis Tahara Rahima (Jodie Foster ze swoim solidnym i sprawdzonym warsztatem daje oczywiście potrzebne wsparcie), który brawurowy występ zaliczył przy okazji jednego z lepszych filmów XXI wieku, czyli w Proroku Jacquesa Audiarda z 2009 roku. Urodzony we Francji aktor prezentuje tutaj niewyobrażalny wręcz talent nie uciekając się jednak do tanich zagrywek. Nie gra na emocjach widza, bo jest na to za inteligentny. Widzowie mają stanąć przed faktami i sami się do nich odnieść. Mogą trwać przy swoim stanowisku i przyjmować każdą decyzję wojskowych jako „zło konieczne”, albo być zawstydzonymi ludzkimi nikczemnymi odruchami.
Tahar Rahim przedstawił niezwykły spokój ducha i pogodę ducha Salahiego. Przedstawił normalnego człowieka, który wpadł w tryby systemu, z którego nie sposób wyjść nienaruszonym. Twórcom udała się jeszcze jedna rzecz, bo przypominając wydarzenia z 11 września, nie rozgrywali tych kart w sposób wyrachowany. Odnosząc się z szacunkiem do ofiar z zamachów (przypominając kilka historii) przedstawili Salahiego również jako ofiarę. Udało się to zrobić uczciwie, chociaż zdaję sobie sprawę, że sceptycy pozostaną niewzruszeni na swoich stanowiskach. Mohamedou Ould Salahi spędził w Guantanamo 14 lat.
Czas trwania: 129 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Kevin Macdonald
Scenariusz: Michael Bronner, Rory Haines, Sohrab Noshirvani, Mohamedou Ould Slahi (na podstawie własnych wspomnień)
Obsada: Tahar Rahim, Jodie Foster, Shailene Woodley, Clayton Boyd, Benedict Cumberbatch
Zdjęcia: Alwin H. Küchler
Muzyka: Tom Hodge