Gdy traficie kiedyś na wzmiankę o Rio das Mortes przeczytacie przede wszystkim, że jest to jedna z nielicznych komedii w dorobku Rainera Wernera Fassbindera. Cóż, zaiste komediowy ton choć wyczuwalny, to i tak przebiega na typowo Fassbinderowych ponurych torach. To taki śmiech ze smutnych, śmiesznych, nieporadnych ludzi. Fassbinder uprawia tu komedię bardzo specyficzną, stawia widza w niezręcznej sytuacji, gdy ten (widz) może sobie z bohaterów do woli pokpiwać. A jest z czego. Rio das Mortes, czyli kolejny telewizyjny obraz w dorobku Niemca został wyemitowany 15 lutego 1971 roku w ARD. Wypada również napomknąć, że 12 lutego 2010 roku film został pokazany na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie. Zarzucano Fassbinderowi kilka rzeczy przy okazji premierowych pokazów. Głównie wytykano, że odrzucił idee Anti-Theater i nakręcił obyczajowy komediodramat. Jednak dzisiaj, z perspektywy całej twórczości reżysera, ten jeden przypadek filmu lżejszego (z nietypowym jak na Fassbindera finałem, który trzeba odczytać jako szczęśliwe zakończenie) to po prostu krótki oddech przy całym portfolio bez mała depresyjnych tytułów, przepełnionych smutkiem, goryczą, nienawiścią, bólem, przemocą i brudną erotyką.
W Rio das Mortes możemy obserwować dwójkę mieszkańców Monachium, niepoukładanych, o wąskich horyzontach, niedorosłych dorosłych. Przyjaciele Michel (Michael König) i Günther (Günther Kaufmann) mają mapę Peru z zaznaczonym miejscem ukrycia skarbu. Chcą zorganizować wyprawę, pomimo oporu Hanny (Hanna Schygulla), która chce poślubić Michela. Mężczyźni nie za bardzo wiedzą jak do Peru się dostać i zaczynają organizować fundusze. Mamy tutaj do czynienia z osobliwym trójkątem. Przyjaciele mają marzenie z dzieciństwa i realizują je, a kobieta chciałaby wybić im ten dziwny jej zdaniem pomysł i przejść pewnym krokiem na drugą, dorosłą stronę rzeki. Gdy Michael i Günther znajdują sponsora przygoda zaczyna się bardziej urealniać.
Cały komizm wynika z tego, jak bardzo nieprzygotowani są do roli mężczyźni, którzy niejako na siłę chcieliby coś zrealizować. Intrygujące jest również to, jak Fassbinder pcha ich do celu i w momencie gdy widzowie wciąż nie wierzą w szansę na sukces wyprawy, wszystko zaczyna się urzeczywistniać. A przecież te ich wywody o zarabianiu pieniędzy w Peru muszą zostać kwitowane nie inaczej jak chociażby lekkim uśmieszkiem z naszej strony. Kalkulują opłacalność hodowli owiec na miejscu, uprawy bawełny, recytują niezdarnie swoje wyliczenia potencjalnym inwestorom, ośmieszają się głównie przed widzem, bo cała reszta słucha ich w przekomicznym skupieniu. Gdzie w tym wszystkim Fassbinder? W tym kąśliwym komentarzu dotyczącym mieszkańców miejskich aglomeracji w zachodnich Niemczech, którzy marzą o ucieczce ze swojego nudnego życia, ale tyle w nich wigoru co kot napłakał.
Rio das Mortes to twór śmieszno gorzki jak ta niezapomniana scena tańca, który uprawia Hanna z samym reżyserem filmu do akompaniamentu Jailhouse Rock Elvisa Presleya. Peru to nigdy nie pokazana utopia, która istnieje chyba tylko w umyśle byłego wojaka Günthera. Nie liczy się bowiem w filmie ta przywoływany non stop egzotyczny kraj, a sama chęć ucieczki. Tu należy szukać Rainera Wernera Fassbindera, który w większym lub mniejszym stopniu zaznacza swoją obecność.
Gatunek: dramat
Reżyseria: Rainer Werner Fassbinder
Scenariusz: Rainer Werner Fassbinder
Obsada: Hanna Schygulla, Katrin Schaake, Günther Kaufmann, Harry Baer, Walter Sedlmayr
Zdjęcia: Dietrich Lohmann
Muzyka: Peer Raben