W relacjach z tamtego okresu, z początku lat 70. można znaleźć informacje, że Pionierzy z Ingolstadt był przełomem. To miał być ten moment, gdy Fassbinder wszedł w nurt rwącej rzeki i zaczęto o nim mówić (i pisać w rodzimej, ale również w zachodniej prasie) „workaholic”. Gdy podjął się kolejnego zlecenia dla telewizji (tym razem ZDF), miał 26 lat, a za pasem osiem filmów fabularnych. Emisja na srebrnym ekranie miała miejsce w maju 1971 roku. Dla Fassbindera był to powrót do twórczości niemieckiej pisarki Marieluise Fleißer urodzonej w 1901 roku właśnie w Ingolstadt. Jej twórczość „odkrywano” na nowo kilka razy, w tym pod koniec lat 60. również za sprawą Rainera Wernera Fassbindera, gdy ten w 1968 roku ze swoją monachijską trupą Anti-Theater wystawiał Pionierów… pod tytułem Zum Beispiel Ingolstadt (Na przykład Ingolstadt). Ta sama sztuka miała zresztą niełatwą drogę do widzów, bo na przykład spektakl z 1933 roku wywołał niemały skandal. Większość spektakli i adaptacji było, zdaniem Fleißer, nieudolnie redagowanych, ale Fassbinder dostał jej osobiste błogosławieństwo. Nie można się temu dziwić, bo temat leżał bardzo blisko zainteresowań filmowca i ten wiedział jak zabrać się do przedstawienia istoty rzeczy, czyli klasowych różnic, ksenofobii, drobnomieszczaństwa, ubrać wszystko w potrzebną antywojenną metaforę. Sporo tego i chociaż jak zwykle u Fassbindera dzieło jest ambitne, to jednocześnie ciężkostrawne.
Tło wydarzeń obejmuje przyjazd pionierów (korpus inżynieryjny jednostek wojskowych dbający o infrastruktury) do miasteczka Ingolstadt. Na miejscu mają postawić most. W wolnej chwili od pracy żołnierze oprócz tego, że się potwornie nudzą, to od nudy szukają ucieczki. Umawiają się z okolicznymi dziewczynami, wszczynają awantury, piją, spotykają się z prostytutkami. Dwie główne bohaterki to Alma (Irm Hermann) i jej przyjaciółka Berta (Hanna Schygulla) są wyraźnie podekscytowane przyjazdem pionierów i tym, co może ów przyjazd wnieść do ich życia. Znając już trochę styl i nastrój produkcji Fassbindera, możemy się domyślać, że oprócz cierpienia i ponurych wrażeń nic innego nie dostaną.
Film Fassbindera zawieszony jest w jakimś osobnym uniwersum. Trudno umiejscowić akcję w konkretnym historycznym okresie, bo równie dobrze może rozgrywać się w każdym momencie XX wieku. Zapewne, według założeń Fassbindera, powinniśmy się domyślić, że akcja Pionierów rozgrywa się przed wojną. Niestety, wiele rzeczy jednocześnie tu się wyklucza, chyba że spróbujemy wpisać je w Fassbinderową ironiczną nutę i celowanie w prowokacje, jak chociażby to, że żołnierze noszą nazistowskie mundury, a w szeregach mają czarnoskórego Maxa (Günther Kaufmann). Wszystko zdaje się tu być pretekstem, by przedstawić metaforę (nieudolne i chaotyczne budowanie przeprawy jako samego pomostu pomiędzy ludzkimi relacjami) i porównać uczucia i miłość do wojny (jest tak samo brutalna, chciwa, wyrachowana i nie bierze jeńców). W filmie nie do końca wybrzmiewają emocje, przez większość czasu akcja brnie w mozolny sposób i widz szuka czegoś więcej niż „standardowej” narracji (choćby przez to, że Fassbinder wychodzi poza swoje formalne ramy i potrafi tutaj opowiadać lirycznie z poziomu intrygujących ciepłych plenerów).
Czas trwania: 84 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Rainer Werner Fassbinder
Scenariusz: Rainer Werner Fassbinder, Marieluise Fleißer (sztuka)
Obsada: Hanna Schygulla, Harry Baer, Irm Hermann, Günther Kaufmann, Klaus Löwitsch
Zdjęcia: Dietrich Lohmann
Muzyka: Peer Raben