– No i jak wrażenia?
– Super!
– A co najbardziej ci się podobało?
– To, że mieli różne przygody. Najfajniejszy był Łamignat i mama Mirmiła. Była bardzo śmieszna.
– Lubawa to żona Mirmiła…
Ta krótka rozmowa z moją 8-letnią córką powinna wystarczyć za rekomendację. Zależało mi na wspólnym seansie, bo patrząc już na zapowiedź, wiedziałem, że nie jestem targetem dla pierwszej polskiej animacji oryginalnej Netflix. Nie wystarczy bowiem sama nostalgia i wychowanie na komiksach mistrza Janusza Christy. Jednak ta sama nostalgia pozwoliła mi jednocześnie odnieść się do tego, co też ukuto z komiksów i w jakim stopniu przeniesiono je na ekran. Odpowiedzialni za scenariusz Maciej Kur, Rafał Skarżycki, projektant postaci Sławomir Kiełbus, reżyserzy, w tym Michał ‘Śledziu’ Śledziński, Tomasz Leśniak i Robert Jaszczurowski, a przede wszystkim showrunnerka Ewelina Gordziejuk, pisząc kolokwialnie, wycisnęli Christę do ostatniej kropelki. Mistrz byłby zachwycony, a ja jestem bardzo zadowolony, że udało się tak pieczołowicie oddać duszę klasycznego komiksu (z wiadomym uproszczeniem kreski na potrzeby techniczne). Twórcy nie tylko skupili się na tym, żeby postaci i sceneria przypominała wam komiksowe kadry, ale również i kolory. To w zasadzie jedna z rzeczy, która szczególnie zwróciła moją uwagę. Dorastając z komiksami Janusza Christy czy innych polskich rysowników wertowało się te zeszyty wielokrotnie i to właśnie kolory zapamiętałem tak doskonale. Animacja Kajko i Kokosz oddała to idealnie. Widać od razu jak wiele serca włożyli twórcy, by serial był czymś więcej niż kolejną z rzędu adaptacją.
To rzecz oczywiście przeznaczona dla dzieci i kategoria wiekowa 7+ jasno mówi do jakiego odbiorcy jest skierowana. Moja nastoletnia córka nie wykazała już takiego zainteresowania, jak ja czy młodsze dziecko. Skupiając się na samej fabule, to fani, raz jeszcze, powinni być zadowoleni. Pięć pierwszych odcinków będzie opowiadało przygody z pojedynczych książeczek. Ja mogłem obejrzeć odcinki, w których przeniesiono na ekran akcję z Zamachu na Milusia i Szkoły latania (jednak nie w całości, a tylko kilku epizodów, jak ten z fujarką Łamignata). Nie można również przejść obojętnie obok wspaniałego udźwiękowienia, a raczej takiego, które jest po prostu idealne (a wiecie jak źle podłożone głosy mogą popsuć efekt). W postaci wcielili się Agata Kulesza, Artur Pontek, Michał Piela, Jarosław Boberek i inni (Abelard Giza to Oferma!).
Czy można się do czegoś przyczepić? Oczywiście. Uboga jest trochę sama animacja, ale wypada to zrzucić na ograniczenia programu Toon Boom, w którym składano całość, pewnie budżet i napięty harmonogram. Twórcy musieli również odejść od zniuansowania kolorystycznej palety w detalach znanych z komiksów (wnoszę, że to kolejne ograniczenie wynikające z narzuconego oprogramowania). Nie spodziewajcie się animacji w stylu Asterixa, a właśnie czegoś na kształt przeniesionych komiksowych kadrów, w których poruszają się postaci. Jeżeli taki był celowy zamysł, wyszedł udanie.
Kajko i Kokosz to obecnie najlepsza polska pozycja dla najmłodszych. Gwarantuję, że te 13 minutowe odcinki to świetna alternatywa dla starych klasycznych formatów „wieczorynki”, a dla starszych krótkie przypomnienie polskiej historii komiksu.