Sami musicie przyznać, że koncept jest intrygujący (widać tutaj, że scenarzyści inspirowali się trochę Dniem próby Antoine Fuqua). Przyszłość, pilot dronów, specjalista od technikaliów, Harp (Damson Idris) zostaje wysłany do niebezpiecznej strefy. Nie będzie jednak działać w pojedynkę. Na misję wyrusza z przełożonym – androidem, Leo (Anthony Mackie). To właśnie android ma ustalić, już na miejscu, lokalizację broni masowej zagłady. Jeżeli byłbym producentem, powiedziałbym „To pewniak, wchodzę w to”. Przecież dostajemy teoretycznie masę atrakcyjnych elementów. Kroi się buddy-movie na dość ciekawym poziomie, bo przełożony – android to nie częsty motyw w tym nurcie. Można też szybko wyobrazić sobie dylematy, wahania nastrojów bohatera, być może rodzące się emocje u zazwyczaj nie kwestionującego rozkazów (twardego i opryskliwego jak tutaj) androida. No i, koniec końców, mamy zaplecze do zrealizowania niezłej akcji (przy odpowiednim budżecie). Brzmi pięknie, ale co w rezultacie dostaliśmy? Wymienione założenia zostały poniekąd spełnione, bo temat pod tym względem wydawał się przecież samograjem. Zabrakło tego co zazwyczaj w produkcjach Netfliksa, wspomnianego budżetu, pazura, zerwania kilku schematów, serca i zaangażowania. Wypadkową oczekiwań i realizacji tychże jest średni film, któremu bardzo blisko do kina klasy Z.
Wspomniany Harp zostaje zesłany w samo zarzewie ognia. To kara za niesubordynację i moment, gdy może poznać wojnę od podszewki. Do tej pory trzymał tylko joystick w wygodnym kontenerze w oddalonym od frontu przyczółku. Działania wojenne to inna para kaloszy. Obraz W strefie wojny ma szybką akcję i twórcy skwapliwie dają o tym znać. Harp po przylocie do nowej bazy i poznaniu kapitana Leo zdąży tylko zmienić ciuchy. Poznają się w biegu, rozmawiają w trakcie przebijania się przez strefę wojny, mijają masowe groby, obozy uchodźców, obrazki, które zawsze wyglądają tak samo ponuro. Filmowa wojna jest coraz bliżej nas. Tutaj, w filmie W strefie wojny konflikt rozgrywa się (w niedalekiej przyszłości) na Ukrainie. Rosja wdziera się agresywnie nie zważając na wojska sił sprzymierzonych urządzając sobie po sąsiedzku pole do manewrów, wspiera lokalnych watażków,. Jeden z nich, Koval, ma chętkę na najgroźniejszy arsenał, a tym samym może zagrozić równowadze sił na świecie.
Żałować więc można tego, co stało się jak zwykle w produkcji Netfliksa, a z drugiej strony chyba nikt nie spodziewał się czegoś więcej. To nie jest zły film, a całość stara się ratować jak może Anthony Mackie. Co by bowiem nie napisać o tym aktorze, to nawet jeżeli gra tutaj poniekąd Willem Smithem, robi to bardzo dobrze. Jest charyzmatyczny, ma ciekawie napisaną postać i wykorzystuje potencjał. Niestety całe kino akcji spod znaku Netfliksa znowu (który to już raz?) nosi te nieszczęsna znamiona wersji eko. Kilka lokacji, skąpa scenografia, nawet te Węgry, które „robiły” za Ukrainę nie zostały należycie wykorzystane. Plenery są kiepskie, kadry za ciasne, a potencjał historii wykorzystany w 30%. To klasyczne straight to DVD z kilkoma niezłymi momentami, sprawnym fizycznie Mackiem (który nie omieszka pochwalić się kocimi ruchami). Nawet jeżeli pod koniec postaciom zmieniają się priorytety, a akcję napędzają nowe motywacje, nad całością zaczyna unosić coś na kształt ambicji, całość znowu ląduje w przysłowiowym koszu z filmami za 3,99 brutto.
Czas trwania: 114 min
Gatunek: akcja
Reżyseria: Mikael Håfström
Scenariusz: Rowan Athale, Rob Yescombe
Obsada: Anthony Mackie, Enzo Cilenti, Damson Idris, Pilou Asbæk, Velibor Topic
Zdjęcia: Michael Bonvillain
Muzyka: Lorne Balfe