Nie ma tak, że szczęście będzie trwało bezustannie. Zawsze byłem zdania, że wszechświat zachowuje swą równowagę w sposób bezlitosny. Nie idzie za tym żadna wydumana metafizyka czy religia, a raczej rachunek prawdopodobieństwa. Jeżeli tak często coś ci się udaje, to raczej jest duża szansa, że przy kolejnym rozdaniu dostaniesz słabe karty. Takie właśnie dostał Ruben (Riz Ahmed), bohater dramatu. Sound of metal to obraz, przy którym powinno się wpisywać z klucza tag #bolesny. Taki właśnie jest pełnometrażowy debiut Dariusa Mardera. Marder był wcześniej odpowiedzialny za scenariusz do Drugiego oblicza Dereka Cianfrance’a z 2012 roku, w którym główną rolę grał Ryan Gosling. Może chociaż to (jeżeli ktoś widział wspomniany obraz) da mniej więcej wgląd w nastrój, tutaj poniekąd podobny. Widać przy tym, że Darius Marder, teraz reżyser, lubi dociskać wykreowanych przez siebie bohaterów. Dociska ich nieznośnie, testuje, chociaż przecież nie raz udowodnili, że są twardzi. Ruben jest twardy i prowadzi życie niczym wolny ptak. Zasłużył na to. Mieszka w olbrzymim kamperze z dziewczyną. Jeżdżą od miasta do miasta, ciągle w muzycznej trasie. Ruben jest perkusistą, Lou (Olivia Cooke) gra na gitarze i jest wokalistką. Nie są wyrzutkami, Ruben prowadzi zdrowy tryb życia, miksuje owoce, jest sprawny fizycznie. Ta rutyna, którą szybko dostrzeżecie (pobudka, zdrowe posiłki, ćwiczenia), o czymś świadczą. Tak, Ruben już raz wygrał, ale o tym filmu nie będzie, bo przed nim kolejne starcie. Druga runda. Ruben po kolejnym koncercie traci słuch.
Nie chciałbym nadużywać słowa „bolesny”, bo powtórzenia bardzo źle wyglądają w tekście, ale Sound of metal w tym kreowanym bólu jest niekiedy dokuczliwy. Moment, gdy Ruben siedzi u lekarza i nie dociera do niego informacja, że będzie głuchy, tylko ciągle ma nadzieję, że to etap przejściowy i że można w jakiś magiczny sposób go odzyskać (tak, jest opcja z drogimi implantami) naprawdę ściska za serce. Siedzimy w tym momencie obok lekarza i osuwamy się coraz głębiej w fotel, mrucząc pod nosem: „Człowieku, tu już nie ma wyjścia, musisz się nauczyć z tym żyć, przyjmij to do wiadomości”. Ale Ruben przez cały film będzie właśnie próbować to zrozumieć, bo debiut Dariusa Mardera jest o akceptacji własnego uszczerbku. Dla muzyka to cios potworny, ale nie posunąłbym się do napisania, że ma jeszcze gorzej niż osoba nie związana z muzyką. Utrata słuchu jest w każdym przypadku tak samo przykra i niszcząca.
Sound of metal to niesamowity magnetyzm Riza Ahmeda i opowieść o bardzo trudnej drodze do porzucenia nałogu jakim jest świat dźwięków. Wiem, jak osobliwie to brzmi, ale moim zdaniem sam twórca chciał to przedstawić w ten sposób. Ruben znalazł się bowiem w pewnym momencie w ośrodku dla niesłyszących, w którym przebywają osoby uzależnione. O ile jednak wszyscy przebywający walczyli tam z pociągiem do używek, Ruben walczył z uzależnieniem od dźwięku. Musi o tym zapomnieć, żeby się wyzwolić. Musi przestać pragnąć słyszeć, uciec od tego, poznać ciszę i w niej trwać. Czy otaczający nas świat i dobra, które na nas spływają nie są w pewien sposób uzależniające? Kolory, zapachy i właśnie dźwięk? Jak długo można przetrwać świadomie się od tego odcinając?
Niezwykle sugestywnie zrealizowany dramat wkracza na filmowe pole, gdzie do tej pory rzadko który filmowiec tak odważnie się poruszał. Wchodzimy tutaj już w zakres technikaliów, ale to właśnie utrata słuchu i pomysł na realizację stanowią o niezwykłym atucie filmu. Duże wrażenie zrobił na mnie pomysł na przedstawienie świata głuchych. Znamienna jest chociażby scena przy kolacji, gdzie wydawałoby się, że uczestnicy programu będą spożywać posiłek przy kompletnej ciszy. Nic bardziej mylnego, bo język migowy, gestykulacja generują w rezultacie dość duży poziom hałasu. Jednak chyba największe brawa należą się dla odtwórcy głównej roli, który dzięki swojej niezwykłej charyzmie przedstawił faceta, który walczy, wierzga, odrzuca z wściekłością od siebie fakt, że nie będzie słyszał. Jego determinacja udziela się i nam, bo rzeczywiście kibicujemy mu również w karkołomnych pomysłach na zdobycie implantu. Mocny, bezkompromisowy i bardzo ludzki dramat o niewiarygodnej potrzebie znalezienia siły. To w gruncie rzeczy bardzo pokrzepiający film o odwadze i nie załamywaniu się.
Czas trwania: 120 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Darius Marder
Scenariusz: Darius Marder, Abraham Marder, Derek Cianfrance
Obsada: Riz Ahmed, Olivia Cooke, Paul Raci, Lauren Ridloff, Mathieu Amalric
Zdjęcia: Daniël Bouquet
Muzyka: Nicolas Becker, Abraham Marder