Sierpień, 1943 rok, lotnicza baza aliantów w Nowej Zelandii. W tle słychać powolnie nakręcający się synthwave, który zaraz wybije w pełnym brzmieniu wraz z tytułem. To Shadow in the cloud. II wojna światowa i pulpa, komiks i energia, dowcip i świadomy kicz, horror i groteska w szalonym tańcu z wyuzdanym CGI. Tylko 75 minut ma scenarzystka i reżyserka Roseanne Liang na wprawienie w ruch tej niebywałej filmowej machiny, pożenienie gatunków i doprowadzenie do finału nietuzinkowego kina akcji. To samo kino akcji łączy tak wiele nurtów, że w rękach nieświadomego twórcy mogłoby wyjść z tego coś niemrawego i niesmacznego. Tutaj wypada napisać jedno słowo, które jednocześnie łapie w nawias całą produkcję. Shadow in the cloud to kino spod znaku czaderskich (jeżeli dasz się ponieść konwencji), chociaż uwikłane w niepospolitą niezależność. Otóż przez gros czasu obserwujemy na ekranie pannę Garrett (Chloë Grace Moretz), która ze swoją tajną misją i tajemniczą przesyłką dołącza do załogi B-17, latającej fortecy. Piloci i załoga mają wiele obiekcji na temat pasażera, ale z rozkazami się nie dyskutuje, tylko wykonuje. Mogą się jedynie sprzeczać, prezentować cały wachlarz mizoginicznych postaw, serwować obleśne dowcipy, szowinistyczne przytyki. Panna Garrett przejmuje stanowisko strzelca w kulistej wieżyczce pod kadłubem. Z tej perspektywy towarzyszymy jej i tylko jej przez kolejnych 50 minut. Roseanne Liang zadbała o odpowiednie emocje, a Chloë Grace Moretz dała temu znaczący wyraz. Dość szybko przekonujemy się, że jej misja jest o wiele poważniejsza niż byśmy mogli sądzić. Na kadłubie przemieszczają się monstra, Garrett próbuje z nimi walczyć, strzela do japońskich samolotów i co rusz wdaje się w słowne utarczki z mężczyznami, którzy piastują pozostałe funkcje.
Roseanne Liang rozkłada środek ciężkości w ten sposób, że dzieli film na pół. Pierwsza część to klaustrofobiczny klimat i uwięziona dziewczyna w strzelniczej wieżyczce, która zdając sobie sprawę z własnego położenia próbuje zapanować nad swoją misją, mężczyznami w samolocie, (którzy pragną otworzyć skrzynkę, ale boją się wojennego sądu) i koszmarami, które zaczynają pojawiać się na zewnętrznym kadłubie.
Oczywiście to konkretnie przegięty, nierealny i poruszający się fabularnie niemalże po komiksowych kadrach film o zdesperowanej kobiecie, która jest w stanie zrobić wszystko, by ochronić cel misji. Feministyczny traktat o sile i wytrwałości, czasem nonsensowne (ale jakże frywolne i dostarczające frajdy) kino akcji i przede wszystkim nieskrępowana i nieograniczona niczym wyobraźnia twórczyni. To zabawa konwencjami, kinem i zdrowym rozsądkiem. Większość akcji nakręconych jest przy użyciu CGI z poruszającą się zapewne na tle green screena aktorką, a jednak wszystko jesteśmy w stanie przełknąć, bo tak jak napisałem i podtrzymuję to do końca, bardziej czaderskiego kina nie znajdziecie. Panna Garrett chodzi po kadłubie, walczy z potworem, broni pakunku, który jest dla niej najcenniejszą rzeczą na świecie, a w tle nurkują w kierunku B-17 i prowadzą ostrzał japońskie myśliwce. No i ten synthwave, który teraz już na dobre zmieszał się z furkotem karabinów maszynowych. Bierzcie i jedzcie z tej pulpy wszyscy, zdaje się mówić Roseanne Liang. To klasyka kina akcji klasy B, które z przekorą zabawia się konwencją kina klasy Z.
Za oldschoolowe plansze z występującymi aktorami na napisach końcowych, sekwencje z materiałami archiwalnymi jako hołdem dla walczących na froncie kobiet i piosenkę Kate Bush Hounds of Love ocena wyżej.
Czas trwania: 83 min
Gatunek: horror, akcja, wojenny
Reżyseria: Roseanne Liang
Scenariusz: Max Landis, Roseanne Liang
Obsada: Chloë Grace Moretz, Nick Robinson, Beulah Koale, Taylor John Smith, Callan Mulvey, Benedict Wall
Zdjęcia: Kit Fraser
Muzyka: Mahuia Bridgman-Cooper